HESHER był tutaj. W oparach trash metalu

Jakby ni e patrząc ten film potwierdza stare jak internet stwierdzenie, że Metallica skończyła się na Kill’Em All:)

Życie jest piekielne trudne. Wie to TJ i jego ojciec, którzy (każdy na swój sposób) egzystują po śmierci najbliższej im osoby. Ojciec całe dnie przesypia przed telewizorem, zachowuje się jak naszpikowane valium zombie. TJ zaś wpada w kłopoty. A raczej kłopoty odnajdują go.

 

Do ich domu, gdzie mieszkają razem z babcią (którą notabene przerasta ta cała abstynencja emocjonalna zatoniętych w smutku TJ i jego ojca) wprowadza się ot tak, jak gdyby nigdy nic – Hesher. Młody, dwudziestokilkuletni, z długimi tłustymi włosami, z beznadziejnymi tatuażami. Karykatura Jezusa. Nikt jakoś nie ma siły go wygonić z domu, więc tak sobie razem z nimi egzystuje, ogląda pornusy, je ich jedzenie i jeździ sobie czarnym brudnym vanem. Najszybciej Hesher znajduje kontakt z babcią, która stara się nie zwracać uwagi na obsceniczne zachowanie młodzieńca. Może dlatego, że w końcu w domu jest trochę życia.

TJ szukający kłopotów – ciąg dalszy. Z rąk starszego dzieciaka-oprawcy ratuje go Nicole. Młoda, dwudziestokilkuletnia, samotna, biedująca niemalże kasjerka z supermarketu, która nosi stare niemodne okulary.

Konkluzje w sensie filmu, gdy zatrzymamy się tutaj? Wciąż żadnych oryginalnych. Irytujący Hesher, który tylko udaje, że umie współpracować z innymi ludźmi, a częściej wpakowuje ich tylko w kolejne kłopoty. Uciążliwy wrzód na dupie, ale lubiany. Nicole, wywołująca nasze nieśmiałe współczucie i fakt, że gra ją Natalie Portman. Kochamy ją od samego początku. Ot, spotykamy nowych ludzi na swojej drodze, niby jest lepiej, ale wciąż jest źle.

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=HXKRKpvv3SU[/youtube]

Hesher – wulkan emocji, który miota się prawie bezsilnie w domu ogarniętych rozpaczą TJ’a i jego ojca. To jednak TJ ma więcej do pokazania, do określenia się. I o nim tak naprawdę jest ten film, tym bardziej, że ma się wrażenie, że Devin Brochu bez absolutnego problemu ukradł ten film dwójce pozostałych doświadczonych jakby nie patrzeć aktorów: Josephowi Gordon-Levitt i Natalie Portman. Mocna rola bardzo młodziutkiego aktora. Żadne dziecięce wygłupy i minki – nic z tych rzeczy. Christian Bale gdyby się skrócił o kilkanaście centymetrów i o kilkanaście lat nie zagrałby takiego dzieciaka lepiej. Czekajcie… zły przykład, w końcu Bale zagrał małolata w „Imperium słońca” ;> Ale chyba rozumiecie mój tok myślenia?

Hesher to przykład kina bardzo typowego: amerykańskie indie w wykonaniu dla mas. Może to paradoksalne ale jest wiele takich filmów. Takie kino ma nawet swój festiwal: Sundance. Często filmy, które tam rządzą potem przedostają się dalej. Może dlatego, że to kino indie w formie wyrazu i fabuły, a jednak nadal nic ambitnego. Ot, proste historyjki, bez fajerwerków. To kino nieco kwaśne w odbiorze dla kinomanów, i nieco nudne dla widza kina komercyjnego. A jednak zawsze co roku bezsprzecznie trafia kilka takich filmów w ogólny obieg.

Hesher jest ładnie ubarwiony muzyką (och proszę – stara dobra Metallica!), świetnie dobranym aktorstwem, klimatem indie (czy tylko mi motyw pchania (spoiler, kto  widział film ten wie o co chodzi) skojarzył się z pchaniem vana w Małej Miss?). Szaleństwo Heshera, dialogi sytuacyjne („czy nadal uważasz, że jestem grubą prostytutką”, „nie jesteś gruba”) oraz historia sama w sobie, choć prosta, bardzo przewidywalna – to wszystko daje tyle radości ile tylko może dać proste kino.  Nie wiem jak wam, ale mi takie kino bardzo odpowiada. Pomiędzy Bergmanem a Bollywood takie filmy są moim daniem głównym.

Poza tym jestem od lat wielu, dekady wręcz zakochana w amerykańskim kinie niezależnym. Na Heshera czekałam i nie jestem rozczarowana. Lubię amerykańskie filmy o prowincji, gdzie czas jakby przystopował. Lubię filmy o podobnych świrach, lubię filmy o zmianach w życiu prostych ludzi. A o tym właśnie jest ten film. No i jest Metallica! Dużo trash metalu! 🙂