Najlepsze seriale 2016 – podsumowanie moje osobiste. Mimo, że będzie parę niszowych rzeczy (o co powoli co raz trudniej w czasach serwisów VOD), to większość z tego małego topu powinniście znać. Zaczynamy!
1. The CROWN
Brytyjski serial produkcji Netflixa. To najlepsza rzecz, która przyszła w tym roku nie tylko na tę platformę, ale ogólnie na świat serialowy. Opowieść zaczyna pod koniec panowania króla Edwarda. Po jego śmierci na tron wstępuje jego najstarsza córka – Elżbieta. Mamy okazję cofnąć się w czasy, które mogą wydawać się niezbyt ciekawe, w końcu dotyczy to nudnej rodziny królewskiej. Ale jest całkiem na odwrót. Oglądając niekoniecznie pełną i widoczną na pierwszy rzut oka transformację Elżbiety z młodej kobiety, korzystającej tak po ludzki z życia, w tytułową Koronę. Do tego poznajemy historie jej męża, młodszej siostry, matki, brata Edwarda a także wnikamy lekko w życie Londynu. Wisienką na torcie jest genialna rola Johna Lightowa w roli Winstona Churchilla.
Odwzorowanie epoki, smaczki historyczne oraz puszczenie oka wyobraźni co mogło się dziać tam, gdzie oczy historyków, kamer i dziennikarzy nie zdołały dotrzeć. Absolutnie mistrzostwo, nie tylko tego roku ale także wielu poprzednich i zapewne następnych. Netflix planuje wypuścić kolejne sezony The Crown – każdy będzie dotyczył jednej z dekad panowania Elżbiety.
2. The OA
Ktoś napisał o tym, że to taki Stranger Things dla dorosłych. Nie zgadzam się, ale spodobało mi się to porównanie na tyle, by je tu wkleić. Serial Zala Bamtanglija i Brit Marling to ekspansja pomysłu, na który wpadli na początku swojej współpracy. Zresztą opisywałam na blogu kiedyś ten film i sam pomysł, ale nie będę linkować by nie spoilerować serialu The OA.
Jak zwykle w filmie tego duetu w roli głównej Brit Marling – jak zwykle wizjonersko, delikatnie, hipnotyzująco – zabiera cały ekran.
Konstrukcja pilota może nieco postawić na nogi wytrawnych kibiców serialowej formy. Ale Zal i Brit zawsze mieli swoje spojrzenie na filmową rzecz. Serial zaczyna się gdy po kilku latach od zaginięcia odnajduje się Praisie Johnson. Problem w tym, że zaginęła jako niewidome dziewczę, a wróciła widząc. Powoli odkrywamy tajemnicę, która skrywa kobieta, wykorzystując do tego pomoc pięciu osób.
Fabuła, muzyka, aktorstwo – próba wciągnięcia widza w pewnego rodzaju grę. Ten serial zasługuje na TOP 1, ale w tym roku z ciężkim sercem nie mogę dać tego jednemu z najbardziej pomysłowych i innych seriali na rynku z powodu fenomenalnej Korony.
Podobno ma powstać drugi sezon. Czemu, po co? Co wymyślą tym razem Zal i Brit? Nie mam pojęcia, ale wierzę w to, że będzie to bardzo dobre.
3. Black Mirror (sezon 3)
W sumie ciężko jest oceniać Black Mirror z puntu widzenia sezonów, bo tu każdy odcinek jest o czym innym, z innymi aktorami, innym tłem, fabułą… Tym samym odcinek odcinkowi nierówny. Jednakże sam fakt wypuszczenia trzeciego sezonu wart jest odnotowania. Szczególnie, że twórcy uraczyli nas powiększoną pulą o dwa odcinki. Technologiczna przyszłość w Black Mirror ponownie przeraża i obliguje wyobraźnię do działania.
4. Wentworth (sezon 4)
Wracamy do australijskiego więzienia dla kobiet. Tym razem w tyglu spisków i intryg pojawią się nowe postacie, które staną na drodze Bea Smith, która odsiaduje w Wentworth dożywocie i nadal jest tak zwaną „top dog” czyli trzęsie więziennym życiem, a bez jej zgody żadna więźniarka nie może nawet pójść na pogawędki do innego bloku. Współpraca z nową kierowniczką więzienia układa się całkiem dobrze, ale na monotonnym życiu Bea Smith ciężar władzy zalega mrocznym cieniem. Tymczasem pojawia się nowa rywalka, rozkręcająca karuzelę afery, próbująca wprowadzić chaos pomiędzy kobiety. Ale to nie ona będzie największym zagrożeniem, nie tylko dla samej Bea, ale także dla całego więzienia, zarówno odsiadujących jak i strażników – stare, dobrze znajome zło. Kobieta, która z intryg i manipulacji ludźmi stworzyła sobie styl życia. Po drugiej stronie barykady stanie obolała psychicznie Bea Smith, a jej jedyną nadzieją okaże się ktoś, po kim tego nikt by na początku się nie spodziewał.
Porządny sezon najlepszego serialu więziennego. Scenarzyści pojechali czasami, a oprócz śmierci i krwi mamy… dość mocną scenę gwałtu. Niestety, nikt nie cacka się w Wentworth, chcecie by było bardziej miękko? To odwiedźcie Litchfield.
Czwarty sezon to historia o ciężarze władzy, której w sumie nigdy nie chcieliśmy, o czasie tak ciężkim, że różne myśli kołatają ci się po głowie, a do tego trzeba stawić czoła trudom dnia codziennego i rywalkom. Prawdopodobnie ostatni tak dobry sezon. Piąta seria już nakręcona, czekamy na premierę, ale z pewnych względów można już stwierdzić, że to nie będzie to samo.
5. The BoJack Horseman (sezon 3)
Dla mnie odkrycie roku. W ciągu zaledwie paru tygodni obejrzałam wszystkie trzy sezony animowanego serialu o aktorze-koniu. BoJack Horseman to przebrzmiała gwiazda sitcomu sprzed kilkunastu lat. Żyjący w luksusie, odcinający kupony od dawnego sukcesu, próbujący sił w nowych projektach. I jego posrane życie. Chyba najmocniejszy z dotychczasowych sezonów, wbija dość mocno w fotel i każe nam się zastanowić czemu przez poprzednie dwie serie kibicowaliśmy temu skurwysynowi. O ile kibicowaliśmy.
Odcinek zasługujący na osobny wpis: Fish Out of Water. Bajecznie zrobiony, z sensem i tak bo bojackowsku się kończy.
Esencja życia według BoJacka to niekończący się festiwal hedonii, za którą przyjdzie zapłacić cenę, ale BoJack zawsze naciąga struny by zobaczyć jak daleko go to zaniesie. Czy w tym sezonie przegiął już tak naprawdę za bardzo? Jeden wielki znak zapytania, gorycz i smutek. Najlepszy sezon tego serialu jak dotychczas.
Wyróżnienia:
The Stranger Thing – serial, który każdy przeżywał i był zachwycony. Wart nadmienienia, świetna zabawa, cudowny posmak nostalgii. Chyba potężny hicior Netflixa, z zasłużoną zapowiedzą drugiej kolejki.
Orange Is The New Black (czwarty sezon) – mroczniejsza strona więzienia Litchfield. Wolę jednak serwowaną komedię, ale zanim zacznie dziać się zło Pyper odwali kilka całkiem powalonych akcji, więc pośmiać też się można. Szacunek dla twórców, że wciąż mają nowe pomysły, że wykorzystują potencjał drogi, w kierunku której poszła ta seria i za to, że nie przynudzają.
** nie, nie będzie tu Westword, musicie mi wybaczyć, ale nie porwał mnie ten serial. To jakby oglądać Grę o Tron, tylko że są tam roboty a akcja dzieje się na „dzikim zachodzie”. Ale gdybym układała TOP 10 to możliwe, że by się zmieścił.