Artysta, a nie jakaś „wydmuszka”. Czyli forma ponad wszystko

Wkurzyła mnie nieco opinia pani Agnieszki Holland, nominowanej w tym roku do Oscara za „W ciemności”, iż wygrany „Artysta” to wydmuszka. Ogólnie pani Holland uznała wyższość irańskiego „Rozstania” nad swoim filmem ale pogardliwie brzmiącą opinią opisała wygraną w głównych Oscarach francuskiego filmu „Artysta”.

Czytaj dalej „Artysta, a nie jakaś „wydmuszka”. Czyli forma ponad wszystko”

HESHER był tutaj. W oparach trash metalu

Jakby ni e patrząc ten film potwierdza stare jak internet stwierdzenie, że Metallica skończyła się na Kill’Em All:)

Życie jest piekielne trudne. Wie to TJ i jego ojciec, którzy (każdy na swój sposób) egzystują po śmierci najbliższej im osoby. Ojciec całe dnie przesypia przed telewizorem, zachowuje się jak naszpikowane valium zombie. TJ zaś wpada w kłopoty. A raczej kłopoty odnajdują go.

 

Do ich domu, gdzie mieszkają razem z babcią (którą notabene przerasta ta cała abstynencja emocjonalna zatoniętych w smutku TJ i jego ojca) wprowadza się ot tak, jak gdyby nigdy nic – Hesher. Młody, dwudziestokilkuletni, z długimi tłustymi włosami, z beznadziejnymi tatuażami. Karykatura Jezusa. Nikt jakoś nie ma siły go wygonić z domu, więc tak sobie razem z nimi egzystuje, ogląda pornusy, je ich jedzenie i jeździ sobie czarnym brudnym vanem. Najszybciej Hesher znajduje kontakt z babcią, która stara się nie zwracać uwagi na obsceniczne zachowanie młodzieńca. Może dlatego, że w końcu w domu jest trochę życia.

Czytaj dalej „HESHER był tutaj. W oparach trash metalu”

Spike Lee: Crooklyn

W związku z tym, że z miesiąca na miesiąc pogrążam się coraz gorzej w odmętach złego kina i tak naprawdę odpuścić powinnam je na rzecz seriali. Ale że te praktycznie wszystkie obejrzałam… Jestem w ciemnej dupie filmowej. Oglądałam ostatnio takie chały, że na samo wspomnienie…

Dlatego pewnie mało piszę. Bez dobrego kopa, bez dobrej motywacji… Poza tym co mam pisać? Że „Frozen” to najgłupszy film jaki widziałam ostatnio? Że ostatnie fajne filmy (pisałam ostatnio) jakie widziałam niedawno to filmy sprzed kilku lat?

Dlaczego więc nie napisać o filmach, które lubię najbardziej? Było już o „Milczeniu Owiec„. Teraz czas na „Crooklyn” Spike’a Lee. Dobre, absolutnie genialnie kino z 1994 roku. Bardzo autobiograficzne dla samego Spike’a. Dlatego po brzegi wypełniony jest ten film niezwykłą, cudowną muzyką lat 70-tych, sentymentem, smaczkami nowojorskiego Brooklynu sprzed kilkudziesięciu lat.

Czytaj dalej „Spike Lee: Crooklyn”