Film „The Social Network” JEST o Facebooku. I nie wierzcie innym recenzentom, którzy piszą, że sam Facebook to tylko przykrywka do opowieści o kilku chłopakach. Nie. To film o Facebooku, i nie potrzeba do tego zmasowanego ataku kamery na stronę internetową portalu przez 2 godziny by o tym wiedzieć. Wystarczy przejrzeć Finchera i wszystko będzie jasne.
O czym jest film o Facebooku? O tym jaka bardzo chcemy by nasze życie, otaczanie się znajomymi i stosunki międzyludzkie rozgrywały się dalej niż półtorej metra jakie dzieli stolik w knajpie chłopaka od dziewczyny (bo tak bezpieczniej), która zaraz z nim zerwie a on pobiegnie się wypłakać jak mały chłopiec na blogu. A potem upije się i podłoży jej świnię.
Przy okazji odkryje, że nie tylko on to lubi. Przeniesienie życia towarzyskiego do sieci jest bardzo proste, a jeszcze prostsze jest uczestniczenie w nim gdy jest się online. Ludziom po prostu wcześniej brakowało narzędzi do tego. Potrzeba matką wynalazku. Mark potrzebował – Mark wymyślił.
Nic dziwnego, że Mark na przesłuchaniach powtarza do upartego, że to był jego pomysł. Nonszalanccy bliźniacy, którzy mają wszystko (plus pretensje do pomysłu do Marka Zuckerbegra, nie wymyśliłaby czegoś takiego). Ich myślenie było zbyt minimalistyczne. A to za mało na potrzeby Marka. Jak chcesz odwzorcować życie towarzyskie w sieci to nie wystarczy kalendarzyk znajomych. Potrzebujesz czegoś nowego, ale co nie będzie odbiegać od rzeczywistości: grupy znajomych, wiedzy czy tamta dziewczyna ma chłopaka, do jakiej pracy chodzi teraz nasz kolega z podstawówki i czego słucha wieczorami twoja sąsiadka, w jaką grę najlepiej teraz grać w pracy i kto wrzucił nowe zdjęcia.
I to ma ciągle się powiększać, niczym możliwości życia na salonach. Bo społeczność poszerza się, potrzebuje. Potrzebuje i wciąż potrzebuje. Dziś potrzebuje Facebooka, jutro nie musi. Więc trzeba było wszystko wymyślić tak by dzieciaki zostały na portalu jak piwosze w ulubionej knajpie.
Mark jest powodem powstania Facebooka. Ten wredny i neurotyczny łajdak, którego praktycznie nie da rady polubić, też potrzebuje kontaktu ze światem, z innymi ludźmi. Gdyby było inaczej zamknąłby się w pokoju hotelowym jak Howard Hughes zamiast tworzyć Facebooka.
Tego wszystkiego dowiadujemy się z filmu Finchera.
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=lB95KLmpLR4[/youtube]
Stary dobry Fincher, jak wkurza cię otaczający świat i potrzebujesz czegoś własnego, z czego będziesz dumny i co stworzysz od podstaw by potem oddać to ludziom szukających tego samego co ty – Fight Club. Mark tworzy Facebooka.
Jak podstawy moralne padają u nóg grzeszników niczym kara boska – Siedem. Mark zdradza pozostałych.
Jak gra, która ma uratować ci życie – Gra. Mark zna zasady gry, choć nie umie w nią grać.
Ale „kujonom” zawsze wystarczała wiedza. A my możemy z niej korzystać i kogo tak naprawdę obchodzi, że Mark upycha się miliardami dolarów. Nie on, to kto inny wpadłby na pomysł, że ludzie lubią upubliczniać swoje życie. Na przykład jak chłopaka rzuci dziewczyna, bo był dupkiem, więc on chce by inni myśleli, że to ona jest „dupkiem”. Reszta wyszła w praniu – i o tym jest ten film. Więc sami widzicie. To nie jest film o Marku Zuckerbergu, tylko o Facebooku.
Lubimy patrzeć sąsiadom w okna, a oni nam w końcu mogą pokazać to co chcą. Za parę lat (pewnie szybciej, może nawet za parę miesięcy) nikt nie powinien pamiętać o Marku Zuckerburgu, współzałożycielu portalu społecznościowego Facebook. Bo pewnie pojawi się coś nowego co podbije sieć.
Ktoś inny odkryje prawdę oczywistą i przetoczy ją na rzecz sieci. Ale to wciąż może być ta sama historia co w „The Social Network„. I to wiedział Fincher gdy postanowił zrobić ten film. I na tym właśnie polega przejrzenie Finchera.