Czas trochę odpocząć wspomnieniom festiwalowym. Oto prezentuje tekst wyciągnięty z szuflady, sprzed paru lat, gdy jeszcze całkiem nieźle operowałam słownictwem i częściej oglądałam trudne filmy. Moim zdaniem ani film ani moja analiza się nie zestarzały. Przynajmniej tak bardzo…
Niestety tekst zawiera spoilery. Choć sądzę, że przy tym tytule to nie ma znaczenia. Miłej lektury!
SOLARIS – reż. Andrei Tarkowski
Górnolotna opowieść z kosmosem w tle, mająca być swego rodzaju odpowiedzią na zagmatwaną „Odyseję kosmiczną” Kubricka. W gruncie rzeczy „Solaris” jest nadal dość osobistym dziełem Tarkowskiego, pomimo iż sam reżyser trzymał się reguł powieści, którą sfilmował.
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=1Tob56MebI8[/youtube]
Stanisław Lem, autor książki „Solaris”, nie pochwalił dzieła Tarkowskiego. Kosmos Lema jest metafizyczny, a zarazem emocjonalny. Jego ocean to dziecko ludzkich emocji, które deprawuje swoim zachowaniem ludzkie poczucie kosmicznego kontaktu. Ocean Tarkowskiego to ocean ludzkich uczuć, które pozostają niezrozumiałe, podświadome i podprogowe.
Bohaterowie „Solaris”, zamknięci na stacji badawczej, zajmujący się wymierającą nauką – solarystyką – starają się udowodnić przed samymi sobą własne racje. Jednakże ani zasłona stricte naukowego myślenia, ani zdanie się wyłącznie na głębokie emocje nie będą trafnymi definicjami kontaktu.
Jeden z bohaterów, obserwując relacje Kelvina z jego zmarłą żoną, która powróciła w materii nadanej przez Ocean, wysuwa wniosek, że ludzie bezustannie szukają innych ludzi, i na tym właśnie polega istota kontaktu. Idea kontaktu to nic innego jak przeglądanie się w lustrze.
W przeciwieństwie do Kubricka, który ubarwia sam sens kontaktu, zubaża natomiast cechy ludzkie, Tarkowski pokazuje człowieka, który wpada w otchłań własnych emocji i tym samym staje się wobec nich bezradny.
Kelvin, zanim wyruszy na stację badawczą, ogląda wywiad przeprowadzony z jednym z solarystów, Burtonem. Burton przegrywa z ziemskim oglądem sprawy, możliwe, że to go niszczy. Jednakże do końca, z uporem, nawet przed Kelvinem, broni swoich racji. Kelvin obserwuje Burtona, lecz drażni go jego kontrowersyjne podejście do Oceanu. Burton już poznał Ocean, i chociaż wraca z wyprawy dalekiej, stoi przed ludzkim forum, wydaje się jakby właśnie trafił na kosmitów, którzy nie potrafią zrozumieć tego co próbuje im przekazać, pomimo, iż to co im przekazuje, to jak najbardziej ludzkie myśli i ludzkie emocje.
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=uU4TQ1NTo50[/youtube]
Paradoks tego wywiadu powtarza się później na samej stacji badawczej, gdy Kelvin, pogodzony z reakcją Oceanu, obserwuje miotających się współbadaczy, którzy wciąż podchodzą do problemu Oceanu zbyt naukowo. Ich wiedza, rzucanie książkami i opór przeciwko temu, co wyzwala z nich Ocean (czyli przeciwko „gościom”) to czysta bezradność, której nie potrafią podołać (jako jedyni nie obnoszą się ze swoimi gośćmi, ukrywając ich jakby byli wstydliwym tematem, zarazem dyskutując o nich głośno na sam widok pogodzonego z losem Kelvinem).
Jednakże i Kelvin jest bezradny, bowiem jego żona, Hari, w końcu zdobywa świadomość, tego, że jest tylko produktem Oceanu, stworzonym na bazie świadomości samego Kelvina. Niemoc, jaką odczuwa, będąc zarazem tworem sztucznym i w pełni samoświadomą istotą prowadzi paradoksalnie do takiego samego końca jak w jej ziemskim życiu – samobójstwa.
To miotanie się pomiędzy próbą zrozumienia, bezradnością i własnymi emocjami prowadzi do ścieżki wyborów. Kelvin, choć początkowo przerażony możliwościami Oceanu, pogodzony z obecnością drugiej Hari jest zdolny żyć na stacji, byle tylko móc kochać swoją żoną. Natomiast sama Hari, odczuwając reakcję na nią samą przez pozostałych mieszkańców stacji, podejmuje decyzję, która na samym początku podjął za nią Kelvin – śmierć.
Kruchość ludzkich myśli ma takie samo znaczenie w umyśle wytworzonej przez Ocean Hari, jak i samych ludzi (jeden z badaczy popełnia samobójstwo przed przybyciem Kelvina).
W końcu u Tarkowskiego Ocean staje się odbiciem ludzkiego umysłu, gdzie nie oddzielne od siebie walczą dwie połowy, które nigdy nie mogą się pogodzić. Jednakże gdy człowiek pogodzi się wreszcie z naturą własnego umysłu, stanie u wrót osobistego raju, tak jak Kelvin, wracający z koszmarnej podróży wraca pod progi własnego domu i klęka przed własnym ojcem, choć jest to być może tylko kolejny wytwór Oceanu. Oceanu, który tym razem jawi się jako łaskawy Bóg-Ojciec, Bóg-Zbawiciel.
To pierwszy raz gdy Tarkowski przemówił do mnie w zrozumiałym mi języku, języku science-fiction. Nie musiał nawet go przekształcać. Skonstruował typową formę dla tego gatunku, nie dekoncentrując się przy tym na sprawach o wiele istotniejszych.
Ocean Tarkowskiego to zarazem ocean ludzkiego życia, zmechanizowanego, lub raczej życia w środku mechanizmu (duch w machinie), który jest podróżą, w której uczestniczy każdy człowiek.
Podobnie jak Kubrick, rosyjski reżyser wszedł w głąb gatunku, by wypowiedzieć się nader osobiście, przy zachowaniu własnego stylu. O ile jednak „2001” było uwieńczeniem megalomanii i rozterek Kubricka, „Solaris” staje się kolejną opowieścią zagubionego człowieka, próbującego odnaleźć samego siebie we własnym dziele.
29 stycznia 2007 r. Wrocław