Smiley Face. Czyli przygoda z panią Marihuaną

Lubię filmy Gregga Arakiego. Bo są bezkompromisowe. I są jego własne. Przyszedł taki czas, że Araki zrezygnował z poruszania tematyki zagubionych homoseksualistów w swoich filmach i postanowił nakręcić nieco weselszy film niż dotychczas: film-przygodę „Smiley Face„. Przygodę nieziemską – bo z punktu widzenia kompletnie ujaranej marihuaną dziewczyny, i jak najbardziej ziemską – gdzie wizyta w gabinecie dentystycznym może być równa wizycie w krainie Hobbitów.

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=97N9xh8OJMs[/youtube]

Przyznam się: nie oglądałam tego filmu pod wpływem innej używki niż piwa. Mimo to humor jaki wyłazi z ekranu jest najlepszym zielskiem jakiego można się spodziewać bez fizycznego użycia.

Największa zasługa spoczywa na niepokonanym talencie aktorskim Anny Faris (to ta sama co grała w serii „Scary Movie”).

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=grWqHqXUMJo[/youtube]

Dobra, wyobraźcie sobie pannę, co niedawno skończyła studia ekonomiczne, ale w sumie została aktorką. Tak jakby. W sumie pomiędzy jednym castingiem do reklamy a drugim pali zioło i pije piwo, obżera się chrupkami i gra w gry komputerowe. Całkiem układnie i spokojnie. Jej współlokatorem jest Steve, typowy fan science-fiction, który gardzi Jane i jej sposobem życia. Tak, tak, to ten typ współlokatora co przypomina ci co chwilę, że trzeba zapłacić rachunki i pozmywać naczynia.

Nieco po godzinie 9 rano, uwalono już nieźle Jane znajduje w lodówce ciasteczka. Tak zwana gastrofaza (po marihuanie można zauważyć dość mocny wzrost apetytu) zwycięża i mimo wyraźnego ostrzeżenia Steve’a Jane zjada ciasteczka.

Wtedy właśnie się wszystko zaczyna, bowiem Jane odkrywa, że smakołyki były nafaszerowane ziołem (zjadła je wszystkie!) i zapewne stan ujarania utrzyma się niezwykle długo, a trzeba zrobić tyle rzeczy: zapłacić rachunek za prąd, pójść na casting. No i trzeba jakoś zadośćuczynić stratę Steve’a, co prowadzi do kupna kolejnej porcji marihuany, a potem do odkrycia, że na koncie Jane zostały same grosze. Problemy narastają wraz z wyjściem z domu, bo nagle świat dla uwalonej kompletnie dziewczyny staje się torem przeszkód. Bardzo trudnym torem przeszkód.

Po prostu Jane wpada z jednych tarapatów w następne. Zanim odda dług społeczeństwu za swój zjarany ziołem umysł, przeżyjemy z nią jedną z najśmieszniejszych wypraw w miasto.

Uprzedzając: nie widzę w filmie Arakiego pochwały marihuany. Może nawet wprost przeciwnie – w końcu to przez to,  że Jane jest wiecznie uwalona trafia na jakieś problemy, a ludzie traktują ją z podejrzeniem i lekką pogardą.

To raczej  odyseja po zamroczonym umyśle – dziewczyny, która w sumie pewnie jest dość bystra i mogła by daleko zajść, ale wybrała najłatwiejszą drogę – drogę taniego komfortu. Ale mimo ma w sobie wiele uroku, za który można właśnie pokochać ten film.

Smiley Face to odyseja dość zabawna i muszę przyznać, że ten film, oglądany już tak wiele razy, zawsze sprawia, że śmieję się przy tych samych scenach z tą samą intensywnością co za pierwszym razem.

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=W9d_w1Gt2nM[/youtube]

4 odpowiedzi na “Smiley Face. Czyli przygoda z panią Marihuaną”

  1. To wszystko prawda, ani jednego zgrzytu, jesli chodzi o film. Smieje sie tak samo za kazdym razem i jeszcze nie raz sie posmieje:)

  2. To ja też muszę obejrzeć. Ta sama pani grała epizod w Przyjaciołach. Miała urodzić dziecko dla Chendlera i Moniki. I w tej roli też dała radę.

  3. moim zdaniem to najglupszy film o temacie, nikt nie jest chyba az tak glupi po jaraniu, zachowywala sie jakby palila crack albo chuj wie co, jestem zwolennikiem konopii ale to jedyny film ktorego na raz nie potrafilem obejrzec, ogladalem do konca tylko po to zeby moc ocenic…

  4. zachowywała się jakby spaliła za przeproszeniem cholerną ilość marihuany! z rana, plus ciastka, które miały spokojnie ujarać bandę science-fiction geeeków, potem jeszcze zajarała z dilerem. po takiej ilości zielska każdy by się tak zachowywał.

Możliwość komentowania została wyłączona.