HANNA – czy warto zobaczyć ten film?

Czym więc jest film Hanna? Dobrym kinem akcji, przesadzonym kolejnym thrillerem czy filmem, w którym artyzm, technika, realizacja były jedynym atutem?

Ciężko mi powiedzieć, bo choć fabuła rozczarowuje to już sposób realizacji oczarowuje niczym filmy Felliniego i Bergmana gdy ogląda się je w wieku 19 lat – nie wiesz o co chodzi ale widzisz, że to tak pięknie się ogląda. To samo jest z filmem Hanna, tyle że uszczuplony jest motyw treści. Natomiast forma porywa – szczególnie zdjęcia i muzyka. Porywa na tyle, że w pewnym momencie (gdzieś w połowie seansu) złapałam się na tym, że już mam gdzieś fabułę, że ważniejsze jest to co widzę. To właśnie symbolika, potężna dawka artystycznej formy i niezwykła ścieżka dźwiękowa tworzą fenomen Hanny.

——————————————————–

HANNA – dosyć dziwna podróż filmowa

Wystarczy zapomnieć o banalnej hollywoodzkiej fabule i skoncentrować się na tych przepięknych, profesjonalnych długich ujęciach, na motywie Chemicalsów (The Chemical Brothers stworzyli soundtrack do filmu)  i dobrze poprowadzonych aktorach. Bo nie można nie wspomnieć, że trio Saoirse Ronan, Eric Bana, Cate Blanchett to kolejna niezwykła zaleta tego filmu.

Oglądając ten film miałam wrażenie, że reżyserowi podano surową treść, głupawą i pełną luk, jak to często bywa w szybkich amerykańskich hitach kina akcji. A ten postanowił, o tak, zrealizować treść, ale przy okazji ubrać nią w najlepsze filmowe ciuchy jakie tylko mogą na nią pasować.

Z jednej więc strony oglądamy trzymający w napięciu film, z przymrużeniem oka historię nastolatki – wyszkolonej zabójczyni, która zna świat tylko z opowiadań ojca. A potem akcja przyspiesza bo coś tam, coś tam… Ogólnie biją się, jest dużo ucieczek i tak dalej.

Z drugiej strony zestawienie Hanna i jej pierwsza przyjaciółka. Naiwność dziewczyny przy równoczesnym zmyśle idealnego drapieżnika. To objęte świetnie wykonanymi zdjęciami, w których prawie możemy zrozumieć znaczenie synestezji, lekką symboliką (np. wejście w paszczę wilka) i profesjonalnym aktorstwem – Cate Blanchett nawet w najgorszych scenach tego filmu powala na kolana. A Bana i młodziutka Ronan wcale jej nie ustępują.

I te killbillowskie ścięcia tytułu. Ten film jest wart zobaczenia. Nie doznacie raczej i nie spodziewajcie się tego – fabularnych uniesień. Ale forma wynagradza wszystko: scena gdy Eric wysiada z autobusu i idzie do stacji metra, wraz z sekwencją walki – to jedno ujęcie trwające kilka minut! Aż może zaboleć na myśl, ile powtórzeń musiała kosztować ta scena, która jest po prostu MAJSTERSZTYKIEM!

Więc z jednej strony rozczarowanie, a z drugiej niesamowite zdumienie. Kino dzięki Hannie zdumiewa mnie zresztą ponownie. Niezwykle naiwne kino akcji ogarnięte taką ekspresją i profesjonalizmem formy… Nie wiadomo co w sumie myśleć o takim filmie. Czy zniszczyć go w krytyce czy wybrać tylko najlepsze rzeczy i uhonorować je pochwałami?

Jak widzicie ja wybrałam to drugie, chociaż łatwiej jest mi krytykować. Ale mnie naprawdę Hanna oczarowała. I mam nadzieję, że powstanie druga część w tym samym klimacie. Czasem, jak widać na przykładzie Hanny, przerost formy nad treścią jest zjawiskiem. Więc, tak, moim zdaniem warto zobaczyć ten film.