Animal Kingdom (Królestwo zwierząt)

Chłopak siedzi na kanapie i ogląda telewizję. Zaraz przyjedzie karetka by zabrać jego martwą matkę, która przedawkowała narkotyki. To początek Królestwa Zwierząt, australijskiej produkcji z 2010 roku.

Ten chłopak to Josh. Zostaje kompletnie sam, ale gdzieś tam ma rodzinę, od której jego matka starała się go odseparować. Szybko dowiemy się dlaczego – to rodzina przestępców. Babcia Josha i jego wujkowie. Żyją sobie milutko wszyscy razem, szukając nielegalnego sposobu na życie. Josh trafia do nich w najgorszym momencie. Jego wujkowie czują oddech policji na plecach i jakoś za bardzo nie wiedzą jak mają z tego wyjść. Miotają się, szczególnie  że policja nie zważa na reguły i pogrywa z nimi jak ze wściekłymi psami. Chce ich uśpić.

Tylko czekamy gdy Josh trafi w ich ręce, jak to wszystko zacznie psuć jego bezpieczeństwo, jak śmierć będzie okrążała młodego chłopaka nieuchronnie. Z niepokojem obserwujemy jego losy i tej dziwacznej rodziny.

Animal Kingdom jest bowiem filmem niezwykle niepokojącym. Czytałam recenzję po seansie, w której zawarto taką teorię, że Josh bał się tego co go może spotkać po śmierci matki. To stawia tego chłopaka pod ścianą wyboru, i tak też nam się wydaje przez cały film. Jednak końcówka jest wystarczająco wstrząsająca by  być zarazem jednoznaczna.

Taki jest też tytuł filmu i o tym on opowiada – o królestwie zwierząt. To nie jest obraz o rozterkach australijskiego nastolatka, który trafia do przestępczej rodziny, w której panuje matrarchiat, a jego wujek Pope (największy przestępca z całej rodziny) niczym szalone zwierzę panoszy się pod okiem własnej matki. To jest obraz o braku rozterek. Josh musi coś zrobić – a co uczyni dowiemy się dopiero na sam koniec. Mam wrażenie, że chłopak wiedział, że tak to może się skończyć wtedy gdy już dzwonił do swojej babci z prośbą by go przygarnęli. To jego jedyna rodzina, bliscy, więc wie, że musi do nich iść. I tam przeżyć, wśród nich.

Film Davida Michôda to ponury, choć na szczęście nie przytłaczający obraz. Świetnie nakreślone postacie, każdy z nich żyje swoim życiem. Tylko Josh się nie wybija, ale dlaczego, to chyba jest zrozumiałe. Adaptuje się. Sprawdza gdzie pasuje. Detektyw prowadzący sprawę zadaje w pewnym momencie takie pytanie: „czy już wiesz gdzie pasujesz?”.

Niezwykle ogląda się te powolne sceny w salonie, odurzająca muzyka i świat dzikich zwierząt. Większość zresztą scen w tym filmie jest bardzo intensywna. I nie chodzi wyłącznie o sceny akcji, choć gdy trzeba przywalić – reżyser przywala. Film bardzo zwalnia w wielu momentach, a zarazem mamy wrażenie chaosu. Takie małe paradoksy filmowe utrudniają nieco seans, ale ostatecznie wszystko wychodzi na plus. Uwidacznia to zresztą końcówka filmu, gdzie uśpieni lecz czujni i tak jesteśmy zaskoczeni.

Animal Kingdom to mocne kino. Tam, gdzie lubią się bawić w cyferki, powinien dostać pełną dziesiątkę. To jeden z tych rzadkich filmów, o których wiemy, że pewnie tak szybko nie uda nam się podobnego obrazu obejrzeć (takie uczucie miałam np. przy Bronsonie). Dlatego należy się cieszyć, zanim znów się przyzwyczaimy, że kino już nie umie jak kiedyś zrobić nas w konia. Polecam! Naprawdę warto. Zresztą – zobaczcie trailer.

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=R5BsYRmMfus[/youtube]