Sam Raimi – reżyser z krainy gore

Wiadomość o prequelu Czarnoksiężnika z Oz nigdy by mnie nie ucieszyła. Chyba, że wyreżyserowałby to ktoś potężny. Ktoś taki jak Sam Raimi – jeden z moich ulubionych reżyserów.

Sam Raimi w czasach gdy kręcił drugą część Evil Dead
Sam Raimi w czasach gdy kręcił drugą część Evil Dead

Wiem, że pisałam już o nim wcześniej: Zgwałcona przez drzewo, piła mechaniczna zamiast dłoni i rzyg Cyganki, ale tam było głównie o gore.

Sam Raimi  pokazał gore od najlepszej strony: niesamowita trylogia Martwe Zło (Evil Dead). Pokazał również, że reaktywacja gatunku w XXI wieku jest możliwa i to na najlepszym poziomie (Wrota do piekieł).

Koleś zrealizował trylogię Spidermana, która odniosła niesamowity sukces. Bo zamiast nakręcić kolejną komiksową epopeję o nierealnym superbohaterze Raimi nakręcił trzy filmy o nieudaczniku, który nie radzi sobie z kłopotami miłosnymi, z przyjaźnią i nawet z rodziną (czyli ogólnie nie idzie mu najlepiej w stosunkach międzyludzkich). Tak samo kiepski jest jako superbohater, chociaż zawsze na końcu zwyciężą, ale tylko dlatego, że jest tym dobrym bohaterem. Nikt tak nie umie uzmysłowić prostoty fabuły przy tym bawiąc się sztuką filmu tak niesamowicie.

Sam Raimi nie traktuje swoich bohaterów serio. To jest jego sukces. I co niezwykłe – ten pomysł idealnie sprawdza się w mainstreamie.

W hollywoodzkim zalewie superbohaterów Sam Raimi wyróżnia swoich bohaterów jak pomidory wyróżniają się w soku owocowym.

Wystarczy powiedzieć, że razem ze swoim dobrym kumplem Robem Tapertem wyprodukowali supporta do serialu Hercules, gdzie ów support okazał się godniejszy i lepsiejszy i tak niesamowicie popkulturowy, że na miejscu Tarantino załamałabym ręce. Chodzi oczywiście o niezwykłą serię Xena: Wojownicza Księżniczka.

Nikt tak jak Raimi nie niszczy we współczesnym kinie akcji głównego bohatera. Ocala w nim cechy empatii, walki o dobro i brawurę, ale dokonuje tego kosztem zdegradowania postaci głównej do bardzo gorzkich ludzkich cech: bohaterzy Raimiego oprócz elementarnych cech superbohatera są wyposażeni w urok błędnego rycerza, który chce rozwalać wiatraki, chociaż nie radzi sobie absolutnie ze swoją psyche.

Absurdalnie właśnie dzięki temu jego postacie są bardziej ludzkie niż Szwarcharaktery i Ethany Hunty dzisiejszego kina akcji. Bo nie są genialni, a nawet gorzej, są często głupi, bezmyślni i ociekają auto-parodią. To wszystko jakby umyka widzom Hollywoodu, bo mimo to Raimi i tak kręci bardzo dobre filmy akcji.

Raimi lubi siebie i darzy sympatią swoje dzieła czemu często daje upust (choćby pojawienie się w każdym Spidermanie aktora Bruce’a Cambella z Evil Dead w dość nietypowej, wręcz przerywnikowej sytuacji w trakcie filmu).

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=ffAl6oCtJNc[/youtube]

Mnie co prawda o razu zwyciężyła seria Martwe Zło, ale ogromnym plaskiem w mój trawiony amerykańskim komiksem umysł była adaptacja Spidermana. Z pozoru kolejne historyjki o kultowym amerykańskim bohaterze, ale Raimi przemyca dość dosłownie prawdziwe alter ego Człowieka-Pająka. To żaden bohater, zwykła ciamajda co miała farta czy pecha (zależy jak na to patrzeć) bo ugryzł go zmutowany pająk.

Sam Raimi nie pozostawia suchej nitki na amerykańskim Spidermanie. Sugeruje wręcz przez trzy odcinki serii, że mamy do czynienia z kolesiem, który nigdy nie dowie się co zostało mu dane, ktory pewnie nigdy nie zgoła odgadnąć własnej natury i nienauczony błędami, które popełniał wcześniej, dalej będzie ryzykował, że dostanie rykoszetem od swoich własnych decyzji. Sam Spiderman nie jest tragiczny jak Batman, tragiczni są za to jego rywale, a on sam tylko posuwa w swoim stylu akcję. W wewnątrz to ten sam nieudacznik wzdychający do rudej lubej i mający kompleksy wobec swego najlepszego przyjaciela. Czasem nawet Raimi w trakcie serii daje nam do zrozumienia, że Spiderman może się też jawić jako zły bohater.

W końcu Ash z Martwego Zła to też mega-superbohater, który robi rozpierduchę w Armii Ciemności, chociaż dalej jest głupi i nie potrafi się nauczyć niczego z poprzednich doświadczeń. Wie jedno natomiast: umie zwyciężać zło. Wbrew pozorom Ash i Spiderman daleko się nie różnią w zakresie swojej wiedzy.

To jak w trzeciej części Peter Parker bez skrupułów załatwia swego samozwańczego zamiennika na stanowisku fotoreportera pozostawiać powinno nas w niezłym szoku, choć na szczęście metafora czarnego Pająka może wiele tłumaczyć.

Ogólnie Raimi lubi pozostawiać zło w swoich bohaterów. Piętnem na duszy i doświadczeniu Xeny przez każdy odcinek każdej serii jest zło jakie wyczyniała zanim postanowiła zostać Wojowniczą Księżniczką dla dobra ludzkości. Skrzywiona mina Xeny mówi wszystko , gdy ktoś przypomina jej jak wybijała niewinnych ludzi.

To samo dzieje się we Wrotach do Piekieł. Główna bohaterka wybiera drogę kariery zamiast drogi współczucia i przez cały film za to płaci, chociaż wydaje się, że to milutka acz nieco głupiutka blondynka, która chce dobrze, i wie że popełniła błąd. I co z tego – zdaje się mówić Raimi, co się stało to się stało, teraz płać suko odsetki.

Taki sam jest Peter Parker, który folgując sobie złym uczuciom doprowadza do fatalnego skutku – śmierci swego wujka. Zresztą Parker folguje sobie przez całą serię – oszukując najlepszego przyjaciela i dławiąc uczucia swej ukochanej przez nieprzemyślane czyny.

Raimi może w ten sposób wywołać zgubne wrażenie, że nie lubi swoich bohaterów. Wprost przeciwnie – lubi, bo „nagradza” ich wątpliwościami, słabościami, całkiem ludzkim zachowaniem. W krainie gore brzmi to wręcz groteskowo, ale sprawdza się doskonale. To wciąż bajki dla dorosłych, ale sprytnie ukryte proste ludzkie cechy stwarzają, że tym bardziej lubimy jego filmy.

Raimiego kochamy również za wizję grozy. Grozy raczej śmiesznej, choć nieźle wyprodukowanej (sławny ruch kamery po lesie z Evil Dead przy ziemi tak często też powtarzamy przy okazji Xeny, okrutne ukazywanie martwych ludzi, którzy jak to zwykło się mowić ukazują… złośliwość rzeczy martwych – truposzczaki z Evil Dead czy przeboje na stypie martwej cyganki we Wrotach Piekieł). Raimi bawi się nie lękami, ale śmiesznością grozy – walka z własną ręką czy walka na parkingu z cyganką.

Nikt tak jak Raimi nie potrafi rozśmieszyć obrzydliwością – to jest pełne gore w gatunku, z tym równa się tylko i wyłącznie Martwica Mózgu Petera Jacksona. Ale Jackson zawsze bawił się bardziej konwencją w danym gatunku niż bohaterami. Raimi przy każdym filmie przypomina, że to jest jego domeną. Nie chodzi o to, że tworzy skomplikowane postaci, że stawia im na drodze kłody by pod koniec obrazu stali się bardziej wartościowi. Postacie Raimiego są naznaczone swymi błędami, są groteskowo ludzcy, może właśnie dlatego tak nas śmieszą.

Pod grubą warstwą gore Raimi we Wrotach do Piekieł umieścił dość znaczną sugestię: jakkolwiek bój się człowieku, bo jeśli istnieje piekło, to tam właśnie trafisz za swoje niecelne i złe decyzje w życiu.

Takiego reżysera ze świecą w Hollywood ciężko szukać. Na szczęście Raimi świeci ostro i błyskotliwie, na każdym prawie swoim filmie zostawia autorskie znamię.