Oscary 2013 – podsumowanie (log z czata do pobrania)

Nieźle się spóźniłam. Cały tydzień… Ale już jestem gotowa by podsumować 85. galę rozdania Oscarów. Na dole do pobrania log z oscarowej nocy!

Najlepszy film – ARGO

Co prawda bukmacherzy już od jakiegoś czasu przed galą wystawili film Bena Afflecka na faworyta, ale raczej nikt się nie spodziewał, że naprawdę Akademia uhonoruje film dobry jak na kino akcji, ale film słaby jak na standardy oscarowe. Widocznie standardy się zmieniają. A szkoda bo w tym roku było zdecydowanie wiele innych filmów, którym bardziej należała się statuetka.

Sam fakt, że w nominacjach znalazł się film dobry jak na komedię romantyczny, ale nic więcej (Poradnik Pozytywnego Myślenia) też nieco miesza w głowach. Idąc takim tropem możemy powoli się przymierzać do myśli, że za 10 lat Oscara dostanie film pokroju Kac Wawa.

Najlepsi aktorzy pierwszoplanowi – Jennifer Lawrence i Daniel Day-Lewis

Tu bez zaskoczeń. Ci aktorzy byli typowani i zgodnie z przewidywaniami poszli odebrać swoje nagrody. Czy słusznie? Trudno powiedzieć. Dla mnie rola Jessici Chastain była jednak lepsza. Natomiast w kategorii męskiej jak dla mnie wyróżniał się jedynie Joaquin Phoenix, ale za dużo marudził na to jak nie lubi Oscarów więc Akademia postanowiła spełnić jego życzenie.

Najlepszy reżyser – ANG LEE

Jak tak się zastanowić to w sumie Akademia dużego wyboru nie miała. Lincoln, który był miesiąc wcześniej czarnym koniem, został negatywnie potraktowany przez Akademię. Wątpliwe też by nagroda powędrowała w ręce Bena Zeitlina (Bestie z południowych krain) bo młodych niezależnych nie wypada tak szybko wyróżniać. Ang Lee ze swoim poprawnym i widowiskowym dziełem Życie Pi nadawał się idealnie.

Najlepszy scenariusz – DJANGO

Rzadki to widok gdy Quentin Tarantino odbiera Oscara więc warto zachować sobie ten moment w pamięci. Akademia nie przepada za samoukami, choćby nie wiadomo jak bardzo byli cenieni i wybitni. Mury konserwatywnych akademików są twarde jak skała. Tarantino musi nacieszyć się tym, że jest po prostu dobrym reżyserem, ale miłe i to, że jego pomysł na film został doceniony.

 GALA, BOND I SETH

Tegoroczna gala upłynęła pod znakiem dwóch panów: Jamesa Bonda i Setha Macfarlane’a. O ile tematyka pierwsza była przewidywalna to Seth stanął niejako na wysokości zadania i wzburzył oscarową publikę i wywołał niesmak na ich twarzach. Oczywiście żarty Setha na gali nie równały się z ostrym dowcipem, który znamy z Family Guy i American Dad, ale jak widać to starczyło. Mimo wszystko za mało tych dowcipów, a oscarowa publika nie jest widocznie gotowa by nieco naciągnąć bariery poprawności politycznej i pośmiać się z żartów rasistowskich z przymrużeniem oka.

Ogólnie gala była bardzo muzyczna i roztańczona. Aż za bardzo. Czyżby typowymi oscarowymi potupajkami chciano zniwelować dowcip Setha? W takim razie po co go w ogóle wybierano na gospodarza? Jedno jest pewne: nie zobaczymy go już w tej roli.

Z małych kontrowersji: Jennifer Lawrence idąc po statuetkę przewróciła się na schodach. Po gali spytana o to co się stało spojrzała zdziwiona na dziennikarza zadającego pytania i odpowiedziała: „Stary, jak co się stało? Widziałeś jaką mam sukienkę?!”.

Jeszcze kilka dni po gali trwały dyskusje czy Renee Zellweger była pijana/naćpana czy też kiwała się na scenie z powodu ciężaru wstrzykniętego botoksu. Więc przechodzimy do…

BOTOKS i OSOM CZERWONY DYWAN. EMAJZING!

Co roku to samo. Przed ceremonią gwiazdy na gwałt biegną po dawkę botoksu, przez co na gali wyglądają jak plastikowe manekiny. W tym roku rządzili w tych kategoriach: John Travolta i wspomniana wcześniej Renee Zellweger. Niestety, wygląda to żałośnie. Sztucznie. I prawdę mówiąc również obrzydliwie.

Czerwony dywan był w tym roku wyjątkowo udany. Wszystko dzięki pewnej pani prowadzącej, która z uśmiechem na twarzy nadużywała takich słów jak „Awesome!” czy „Hey guys!” albo „Amazing!”. Nawet liczyliśmy powtarzalność tych słów ale chyba się z czasem pogubiliśmy. Z drugiej strony – Czerwony Dywan to rozrywka niższej klasy – mamy patrzeć na gwiazdy, które przechadzają się po dywanie, pozując dla fotoreporterów i pokazując swoje stroje wieczorowe. Może dlatego zawsze co roku najbardziej lubię właśnie Red Carpet – zawsze jest się z czego pośmiać.

OGÓLNIE TO…

…nie była wcale zła gala. W sumie jestem zadowolona z oprawy i nawet jakoś wytrzymałam zbyt dużą ilość piosenek. Jak zwykle najbardziej rozczarowały rozdawane nagrody, ale to już praktycznie tradycja.

W takim razie – do spotkania za rok (ale oczywiście zachęcam do przeglądania bloga przez cały rok:)

 Do pobrania:
Oscarowa noc 2013. LOG z czata