Złote Globy 2012 rozdane. I albo filmy w tym roku stoją o poziom niżej niż w 2011 albo ja się częściej nudzę. Jakoś nie czuję Globów, choć fakt faktem nie widziałam ani „Spadkobierców” ani „Artysty”, które to wygrały. Ale nie o to chodzi. Nie czuję w ogóle tegorocznych nominacji – czy tylko mi się zdaje, że nie ma czegoś co by porwało czapki z głów? Sprawdźmy na podstawie Złotych Globów.
W ciemności – reż. Agnieszka Holland. Po Oscara?
Niewątpliwie duża ilość osób wybrała się w ostatnich dniach do kina. Na ten jeden konkretny film. Zdziwiona byłam dziś kupując na dość wczesną godzinę bilet i to kilkadziesiąt minut przed seansem. Ponad 80% sali już było zajęta z rezerwacji. Kilka dni wcześniej czytałam na którymś z ogólnopolskich portali, że raz trzeba było przerwać seans, bo w trakcie ludzie pokłócili się o miejsca.
Taka informacja cieszy w dobie zalegania w kinach nastolatków i par na polskich romantycznych komediach, gryzących posłusznie popcorn i zerkających co 5 sekund na swoje komórki.
Muszę przyznać, że na początku raziło mnie i śmieszyło hasło reklamujące najnowszy film Agnieszki Holland: „Polski kandydat do Oscara”. Teraz, po tych tłumach w kinie, które zobaczyłam na żywo, muszę przyznać że jeśli chwytem miało być hasło to chyba się udało.
Recenzje na zachodzie też, niczym tłumy walące do kin, wychwalają „W ciemności” i spekulują filmowi nominację oscarową w kategorii „film nieanglojęzyczny”.
Z pewnością ten film spodoba się Akademii Filmowej – Holland z wyraźną werwą a zarazem dystansem do tematu stworzyła film o Holocauście, który Amerykanie będą potrafili pokochać równie mocno co „Listę Shindlera” i „Życie jest piękne”.
Czytaj dalej „W ciemności – reż. Agnieszka Holland. Po Oscara?”
Złote Globy 2012 – nominacje
Złote Globy 2012. Na IMDb nazywają to Drogą do Oscarów. Przekonajmy się więc co może czekać nasz w głównej sali na razie rozglądając się w korytarzu.
Animal Kingdom (Królestwo zwierząt)
Chłopak siedzi na kanapie i ogląda telewizję. Zaraz przyjedzie karetka by zabrać jego martwą matkę, która przedawkowała narkotyki. To początek Królestwa Zwierząt, australijskiej produkcji z 2010 roku.
Ten chłopak to Josh. Zostaje kompletnie sam, ale gdzieś tam ma rodzinę, od której jego matka starała się go odseparować. Szybko dowiemy się dlaczego – to rodzina przestępców. Babcia Josha i jego wujkowie. Żyją sobie milutko wszyscy razem, szukając nielegalnego sposobu na życie. Josh trafia do nich w najgorszym momencie. Jego wujkowie czują oddech policji na plecach i jakoś za bardzo nie wiedzą jak mają z tego wyjść. Miotają się, szczególnie że policja nie zważa na reguły i pogrywa z nimi jak ze wściekłymi psami. Chce ich uśpić.
Tylko czekamy gdy Josh trafi w ich ręce, jak to wszystko zacznie psuć jego bezpieczeństwo, jak śmierć będzie okrążała młodego chłopaka nieuchronnie. Z niepokojem obserwujemy jego losy i tej dziwacznej rodziny.
Animal Kingdom jest bowiem filmem niezwykle niepokojącym. Czytałam recenzję po seansie, w której zawarto taką teorię, że Josh bał się tego co go może spotkać po śmierci matki. To stawia tego chłopaka pod ścianą wyboru, i tak też nam się wydaje przez cały film. Jednak końcówka jest wystarczająco wstrząsająca by być zarazem jednoznaczna.
Drive
Facet mówi wprost jakie są warunki. Macie 5 minut, zrobię co w mojej mocy, potem jesteście zdani na siebie. Kierowca. Tak zaczyna się film Drive – niezwykły obraz amerykański, w którym kontrast uczuć głównego bohatera może wywołać uciążliwy ból głowy i serca.
Dawno nie widziałam by w jednym obrazie miłość i gniew przeobrazić w jedno uczucie. Sam film zapowiada się dziwnie: główny bohater, kierowca, słuchający przebrzmiałych hitów z lat 80-tych, noszący obrzydliwą szpanerską żółtawą kurtkę ze znakiem skorpiona. Ryan Gosling gra na początku niczym Steve McQueen. Tak przynajmniej lubimy pamiętać tego aktora. Męski blondyn w amerykańskim aucie.
Drive to film początkowo bardzo przyjemny, prognozuje nawet rozrywkowe kino akcji, a jednak już po kilku minutach przekonujemy się, że nie będzie tak jak się zapowiadało. Siłą głównego bohatera wydaje się spokój. W końcu wierzymy, że to naprawdę dobry chłopak, a jego czyny tym bardziej nas w tym utwierdzają. Po prostu wykorzystuje swój talent kierowcy niekoniecznie w uczciwych interesach. Ale to też nam nie przeszkadza. Tym bardziej gdy tak bezinteresownie, a potem z widoczną miłością zacznie traktować swoją sąsiadkę z bloku.
Film Drive jest pełen sprzeczności. Film zapowiada wręcz pościgi samochodowe ulicami Los Angeles, wielką nieskończoną miłość i super-dobroć głównego bohatera. Istne kino akcji, przy okazji proste jak budowa cepa. Ale nic w tym filmie nie jest proste. Za to wszystko jest sprzeczne. Miłość bohatera równoważy jego wściekłość, zapowiadaną akcję na poziomie rozrywkowym równoważy spokój i opanowanie kierowcy, dobroć jest frazesem, który wykorzystują negatywne postacie.
Film jest bardzo ponury, choć zapowiada rozrywkę na poziomie filmów z lat 80-tych. Specyficzna czołówka z muzyką z tych lat i całą resztą pomaga nam w to uwierzyć. Tak naprawdę nawet do połowy filmu możemy nie wiedzieć o co wciąż w nim chodzi.
Drive mimo to nie jest filmem trudnym do zrozumienia. Wprost przeciwnie. Klimat w który wtacza nas reżyser pozwala zrozumieć zamysł, choć to wcale nic nie ułatwia. Pod koniec Drive ogląda się bardzo trudno, sprzeczności narastają z każdą chwilą. I nie pomaga w tym wymowa obrazu. Bardzo mocne i istotne połączenie formy z treścią.
Podobała mi się ta gra z widzem, który na początku nieświadomy, ogląda historię o dobrym chłopaku-kierowcy by pod koniec zabrnąć w niesamowity kocioł uczuć. Dawno nie widziałam w żadnym filmie takiego zrównoważenia sprzecznych uczuć. Polecam widzom, którzy nie boją się klimatu, który dołuje z każdą kolejną minutą filmu.
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=CWX34ShfcsE[/youtube]