Hal Hartley – mój ulubiony reżyser

I na tym można zakończyć ten wpis. Resztę znajdziecie w googlach, u Gutka, a pozostałe… no musielibyście ruszyć głową, ale na pewno coś tam gdzieś w czeluściach internetu by się znalazło.

Mój ulubiony reżyser: Hal Hartley. Facet z dwa metry cięty, z twarzy wcale nie cwaniakowaty, jeszcze młody jak na reżysera. Jak u nas pytają się:  niezależny reżyser z USA to mówimy: Jarmush. Ale już tak od kilku lat, odkąd Hal odwiedził piękne miasto Wrocław, nie można mówić inaczej jak: Hartley.

Facet odpowiada na jedno z podstawowych pytań kina: jak osiągnąć realizm u aktorów? Co prawda odpowiada na swój sposób, ale odpowiedź jest na szóstkę z plusem. Aktorzy mają dużo mówić, teatralnie, do siebie, ciągiem czasem, powtarzając się co chwilę. Paradoksalnie w filmach Hartleya skutek jest ekstrarealistyczny. Mamy wrażenie dziwności, ale odbieramy postaci z jego filmów jak zwykłych śmiertelników. Poza tym aktorzy u Hartleya są największym skarbem – to oni poprzez swoje postacie mają powiedzieć najbanalniejsze i najgłębsze zarazem prawdy tak by brzmiało to przekonywująco.

————————-

„Nie ma takiego czegoś jak przygoda, nie ma czegoś takiego jak romans. Są tylko kłopoty, i pożądanie”.

————————

Dla aktorów ani Hartleya nie ma Oscarów, bo też dramatyzm aktorski Hartley ujmuje czynami postaci bardziej niźli niż oscarowym podniesieniem brwi i płaczem godnym przynajmniej Złotego Globu. Moim zdaniem zrobienie czegoś takiego: mistrzostwo. Po prostu.

Spójrzcie choćby na to:

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=pjvcrV8d0y8[/youtube]

Fragment pochodzi z pierwszego pełnometrażowego filmu Hartleya „The Unbelievable Truth” (leciał nawet kiedyś w polskiej tiwi – pamiętam, bo leciał o 2 w nocy i oglądałam go po pięciu kawach w sali telewizyjnej we wrocławskim akademiku:).

A tak w ogóle, dotrwaliście w tym fragmencie do końcówki? gdy ulicą idzie młoda blondynka. To Adrienne Shelly, wychowana jak aktorka pod hartleyowymi skrzydłami, działała też później jako reżyser, nakręciła kilka fajnych filmów. A potem jakiś palant… Szkoda gadać. Szkoda świetnej aktorki, tęsknię za nią niezmiernie. Jak ulubiony aktor Harlteya, Martin Donovan, ma tworzyć duet, skoro nie ma ulubionej aktorki Hala?

Aktorzy Hartleya – on ich ubóstwia, to są jego przyjaciele, a on jest ich przyjacielem. Zawsze ci sami. A Hartley mniej więcej zawsze opowiada tę samą historię, o ludziach porzuconych, stłamszonych przez własnego ojca, którzy są jednak w głębi dobrzy, choć cholernie sceptycznie patrzą na otaczający ich świat. Bo miłość ich zawiodła, bo nie potrafią ignorować innych rzeczy niż żarcie, kasa i seks.

Kolejny genialny fragment, tym razem z filmu „Flirt” (poczekajcie chociaż do 2 minuty:):

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=IxnRNEuNW8Y[/youtube]

No i jedna z ulubionych scen z jednego z ulubionych filmów „Simple Men” – powtórka z rozrywki, prezentowałam już tę scenę przy najlepszych kawałkach tanecznych w filmach.

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=5R3OB_j7IlA[/youtube]

Hartley to mój Godard:) Nie wierzycie, to spójrzcie na ten w małym stopniu offtopicowy fragment:

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=NDHPTvADJ9s[/youtube]

—–

Dobra dość, najwyżej będę co jakiś czas wpisywać tu kolejne myśli o Halu i jego filmach, na razie parę trailerów, bo w tym przypadku obraz mówi za siebie.

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=pIgv4Tvx3V0[/youtube]

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=twoF56_e9mU[/youtube]

„Jutro, pierwsza piękna kobieta jaką zobaczę, nie zakocham się w niej.” – to dopiero postanowienie:) Simple Men.

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=s7kbD_RaGag[/youtube]

Jedna odpowiedź do “Hal Hartley – mój ulubiony reżyser”

Możliwość komentowania została wyłączona.