Mad Men. Reklama dźwignią dobrego serialu

Mad Men – serial amerykański, który jest kolejnym dowodem na to, że tylko Jankesi potrafią zrobić serial z jajami, a nie kolejną soap-operę, która nawet po setnym sezonie nie posiada zakończenia.

To zresztą zapewne najlepszy serial od czasów „Sześć stóp pod ziemią” (piszę jak czytam, niestety osobiście nie stwierdziłam bo jeszcze nie widziałam ani jednego odcinka, będę musiała kiedyś nadgonić).

Co jest w „Mad Men” takiego porywającego, że gdy osiągasz stan kompletnej koncentracji przy pierwszym odcinku i ciągnie to się niczym najdłuższy odjazdowy skręt z serialowego świata i nie masz ochoty przerywać zaciąganiem się tego. Dosłownie: można odcinek po odcinku i nigdy się nie znudzi. Ze swojego doświadczenia napiszę, że potrafiłam obejrzeć do 6 odcinków „Lost” czy „Heroes” pod rząd, ale już przy 6 miałam dość, a obejrzenie 7 wywoływało we mnie odruchy uduszenia boga serialowego.

To nie dotyczy Mad Men. Serial jest tak skonstruowany, że padamy na kolana i równocześnie chwytamy się za głowy.

Mad Men – serial skazany na sukces

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=LfuMhXcLa-Q[/youtube]

Wyobraźcie sobie: jesteście super-producentem i przychodzi do was koleś, który mówi, że ma zajebisty pomysł na scenariusz serialu telewizyjnego. I opowiada wam: wyobraź sobie super-producencie, że jest początek lat 60-tych, Nowy Jork, i ludzi pracujących w agencji reklamowej. I wszystko to zrealizowane w duchu tamtych czasów.

Osobiście mogę powiedzieć, wcielając się w rolę takiego producenta, że wypieprzyłabym takiego pomysłodawcę ze swojego gabinetu i podpisała już szybciej kontrakt na 28. sezon Losta.

Kogo interesują lata 60-te i funkcjonowanie agencji reklamowej i typowej amerykańskiej rodziny? Panowie w kapeluszach i z neseserami, i ich układne żony robiące ciasto i rozkazujące czarnoskórej gospodyni by przywiozła dzieci ze szkoły. Agencja reklamowa w latach 60-tych? Gdzie, gdy dziś rynek reklamy jest wskakujący do oczu, zanim zdążysz rozszerzyć źrenice?

Kompletna bzdura, prawda? Kto by to chciał oglądać?

A teraz wyobraźcie sobie coś takiego: że żyjecie w tych latach i te wszystkie reguły są dla was oczywiste jak powietrze i nie wiecie, że Kennedy zostanie niedługo prezydentem, że Marylin Monroe popełni samobójstwo i, że żyjecie w poczuciu zimnej prawdziwej wojny, gdy jadąc metrem do domu zastanawiacie się czy za chwilę Nowego Jorku nie pochłonie atomowy grzyb.

Wyobraźcie sobie, że praca w renomowanym biurze to główkowanie, a reszta czasu to papieros za papierosem i szklaneczka brandy co godzinę, do tego w towarzystwie szefa. Że przychodzą do was ludzie z Lucky Strikes, American Airlane i Pepsi a wy macie im wymyślić kampanię reklamową.

Mad Men jest odwzorcowany historycznie na tyle na ile tylko się da. Czasami aż do bólu, bo „american dream” to ułuda, i cudowny pan domu często spóźnia się do domu i ukochanej rodziny bo wcześniej musi odwiedzić swoje kochanki. Gdzie twój mąż jest homoseksualista, a ty tego nie wiesz, bo ożenił się z tobą tylko dlatego by się nie zdemaskować. Gdzie czarnoskórzy są mili, i biali też są dla nich mili – tylko dlatego, że ci pierwsi pracują jako służba – gospodynie, sprzątacze, windziarze.

Prawdziwy świat tamtych czasów, w oparach alkoholu i wiecznie spalanego tytoniu, gdzie matka w 8 miesiącu ciąży popijająca popołudniowego drinka i paląca papierosa za papierosem jest zwyczajnym widokiem. Gdzie ten sam koleś, który notorycznie zdradza swoją żonę, patrzy z wrogością na starszego kolegę, który rozwiódł się po 20 latach z żoną by związać się z młodziutką sekretarką.

Cudowna hipokryzja, cudowny american dream płonący w objęciach własnego mitu. Tego naprawdę nie można przegapić. Ten serial jest lepszy niż książka do historii. I te niedopowiedzenia, które są oczywiste. Mad Men nie idzie z widzem na prostą ścieżkę, wymaga od niego wyobraźni i inteligencji.

Może Mad Men jest pozbawiony intryg i akcji, ale wynagradza to oddaniem niesamowitego klimatu tamtych czasów.

A może tylko ja tak na to patrzę, bo fascynuje mnie od zawsze historia Stanów Zjednoczonych właśnie do lat 60-tych włącznie.

W każdym razie Mad Men nie owija w bawełnę, ciężkich słów nie doświadczycie, ale zrobią za nie czyny bohaterów, którzy z uśmiechem potrafią dopiec każdemu, kogo uważają za gorszego od siebie.

Zresztą obejrzyjcie tylko czołówkę tego serialu. Jest wymowna i prosta. To w dzisiejszych czasach sztuka, gdy serial wita nas gębami głównych bohaterów i jakąś chwytliwą melodią.

Polecam ludziom, którzy w serialach szukają rozkoszy konsekwencji.

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=WcRr-Fb5xQo[/youtube]

10 odpowiedzi na “Mad Men. Reklama dźwignią dobrego serialu”

  1. Mad men rewelacja polecam każdemu !!!! kto oglądał rodzine soprano to polubi i ten serial aczkolwiek na pierwszy rzut oka nie maja ze soba nic wspólnego (radze poczytać to dojdziecie do wspólnego mianownika) serial nie dla przeciętnego widza, dialogi maja duzo głębsze podłoże…. Co do autorki bloga na miłość boska kobieto skoro piszesz absolutnie wszystko o kinie to przestac pisać treści nie aktualne o kilka miesięcy. Ci co sa kinomaniakami wiedza o czym piszę. Ja czekam na 4 sezon który jeszcze jest w produkcji, bo trzema delektowałam sie w zimowe wieczory…..

  2. nieaktualne o kilka miesięcy?

    a przepraszam bardzo co jest nieaktualne? to, że serial wyszedł w 2007 r. a ja piszę o nim dopiero teraz?

    też czekam na 4 sezon, wczoraj skończyłam trzeci.

  3. aktualny ten wpis byłby np.w listopadzie 2009 roku bez urazy …Ale nie ma co się publicznie wzajemnie chłostać bo nie o to chodzi.Po prostu, mając taką wiedzę o kinie osobiście nieodważyłabym się założyc bloga na GP24, bo wciąż wydaje mi się, że za mało o kinie wiem ,ale gratuluje Pani odwagi i pozdrawiam.

  4. ale ja nie piszę o nowościach. od tego są portale tematyczne. to jest blog ogólnie o kinie.

    serial „Mad Men” odkryłam niedawno, więc nie dałabym rady napisać o nim w listopadzie 2009 r.:)

    pozdrawiam również

  5. Oli, doskonale Cię rozumie, pewne rzeczy przychodzą później, i co w tym niewłaściwego? A jak się niektórym spieszy to zapraszam na filmweb. Myślałam wczoraj o Mad Men, i ciekawa byłam jaka jest oglądalność tego serialu w Polsce, bo istotnie akcji na miarę potrzeb nie ma, za to styl – dla koneserów. To mi przypomniało ostatni film Jane Campion, który równie nienachalnie, nienowocześnie ale jak pięknie do mnie przemówił. Oli pisz więcej, chętnie do Ciebie zaglądam.

  6. dzięki FannyFace:) ostatnio jestem w fazie seriali, właśnie zaczęłam drugi sezon Breaking Bad i oswajam się z pilotem Sixth Feet Underground. Oba są „miodzio”:) może niebawem coś napiszę o którymś z nich. pozdrawiam:)

  7. Breaking Bad nie znam, za to dzisiaj czytałam o canneńskim BIUTIFUL w reż. Inarritu z Javierem Bardemem w roli głównej, powiem jedno, nie mogę się tego filmu doczekać.

  8. hehe dobre, jak blog na gp 24 może być dobry skoro to poziom marnej sztuki bo tworza go marni pseudo dziennikarze, to po pierwsze! po drugie droga Oli, z serialem niezła skucha congratulations,jakby Cię Don Draper w swoich niebieskich drzwiach ujrzał to niezły ubaw by miał:-) popros swoich kolegów po fachu co by ci ten dymek z papieroska w fotoschopie wymazali bo ani oryginalności ani urody słonko Ci to nie daje.A tak po za tym to pozostań ty lepiej w fazie seriali, bo spostrzeżenia po przeczytaniu twoich wrażeń z którymi sie dzielisz są następujące:
    czuć że pisanie lekko Ci nie przychodzi,
    „artykuły” są do bani ciężkie
    daru do pisania bloga to Ty chyba nie masz
    Ze zyjemy podobno w demokracji to nie rezygnuj z marzeń ale bynajmniej wklejaj aktualne newsy skoro chcesz być odbierana jako profesjonalna babka od dobrego kina bo jak na razie to ……
    A i zapomniałbym ,czekam na odwet to w waszym zwyczaju, cieżko sie prawdę znosi a jeszcze gorzej wyciąga sie właściwe wnioski

  9. odwetu nie będzie – nie każdemu musi się podobać mój blog, a jak widać ktoś może mieć nawet obiekcje do „dymka” na zdjęciu.

    od kiedy to wpisywanie aktualnych newsów jest wyznacznikiem pisania bloga?

  10. Mad Men nie widziałem, nie mam już czasu na seriale. Osobiście baaardzo podobał mi się „Sześć stóp pod ziemią”.
    Prison Break też mnie mega wciągnął. Oglądałem na bieżąco jak tylko kolejne odcinki pojawiały się w USA. Ale tylko do połowy 3. sezonu (o ile się nie mylę), czyli do momentu kiedy to Michael uciekł z więzienia ratując gościa z notatnikiem i postanawia się zemścić, że zabili mu Sarę (wiem, że tak naprawdę jej nie zabili)…
    Z ulubionych seriali moich to jeszcze Friends. To mogę oglądać na okrągło. Skończę 10. sezon i spokojnie mogę od razu siadać od nowa do 1. sezonu.
    Co jeszcze? Kiedyś oglądałem The L Word. Całkiem niezłe, ale chyba jeden, góra 2 sezony obejrzałem.
    Było jeszcze 24…
    No i ROME. Ale pierwszy sezon był super, drugi już mniej niestety…
    A co do czepiania się, że blog nie taki jak trzeba i że średnio aktualny? Zależy kto, co lubi… Mnie nie razi zupełnie. Po co się ścigać na niusy? To niepotrzebne. Ważne to mieć pasję, wiedzę i lubić się z nią dzielić.
    Pozdrawiam!

Możliwość komentowania została wyłączona.