Jak ludzie mówią, że tak, oglądali Incepcję, ale już pod koniec film był zbyt (wstaw dowolne): a)pojechany, b)trudny, c)zakręcony, lub rzadsze d)skomplikowany – pewnie dlatego rzadsze bo łatwiej powiedzieć zakręcony itp. No więc jak ludzie tak mówią to mam ochotę pokręcić głową i im powiedzieć „to nie tak, nie tak”. Choć w sumie tak. To w końcu jak? Zakręcone, trudne, pojechane i skomplikowane to nieco…
Pojechany film to np. Tommy Kenna Russella, trudny to „Zwierciadło” Tarkowskiego, zakręcony to był „Antrakt”. Ale spokojnie, kto ma dziś ochotę po pracy dawać rady takim dziełom to proszę bardzo. Głowa nie ta, i mi się nierzadko nie chce sprostać mocniejszemu dziełu gdy mam do wyboru tytuł, który mnie odpręży. Ale wróćmy do Incepcji.
Filmy bez odpowiedzi zazwyczaj są trudne. Jeśli ktoś potrafi powiedzieć ze stuprocentową pewnością o co chodziło w filmie Incepcja to nazywa się Christopher Nolan. Cała reszta ma tylko mnóstwo dalekich od prawdy lub przybliżonych do nich odpowiedzi. Ich własnych odpowiedzi.
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=66TuSJo4dZM[/youtube]
Nolan to jeden z tych reżyserów, który lubi bawić się z widzami, zwodzić ich. W Incepcji dał temu fajerwerkowy popis. Nic prostszego – stworzyć kilka poziomów „rzeczywistości”, wtłoczyć w to kilku bohaterów, jednego mega-antagonistę i wywirować to tak, że proszek omo skrystalizuje się lub wyparuje w przeciągu 5 sekund (chwila, chwila, to przecież przepis na „Osiem i pół” Felliniego!). A na koniec postawić pytanie i nie dać na nie odpowiedzi. Mało który hollywoodzki reżyser decyduje się na coś takiego. Właściwie żaden. W dzisiejszych czasach kina praktycznie nikt. A Nolan to zrobił i nagle widzowie, którzy pobiegli zobaczyć „superaśne” kino akcji z Leonardo Di Caprio wrócili do domu skonsternowani i pogubieni.
Nie on pierwszy i nie ostatni. Tyle, że zamysł trafił do masy. I ludzie są nieco zdziwieni. Nie po to oglądają te historyjki w kinie i telewizji by nie zobaczyć końca. Ci, którzy nie chcą zobaczyć końca z reguły oglądają seriale 😉
Więc sen czy rzeczywistość? Dowiemy się? Walczyć z interpretacją kolejnych sekwencji w filmie, szukać szczegółów, węszyć w każdej scenie? A czemu nie? Skoro swego czasu zwykłemu zjadaczowi filmowemu sprawiało nie lada radochę szukanie popkulturalnych odniesień w Matrixie?
Na koniec jedna z moich ulubionych andegdot filmowych, autentyk choć raczej przywołuję z głębokiej pamięci, wyczytałam w jednej z książek o Tarkowskim. Cóż, rosyjski reżyser chciał dowiedzieć się jak jego koledzy, wykształceni i mądrzy nieprzeciętnie rozumieją jego najnowszy film. Nasłuchał się wiele, ale nie sprawiło mu to satysfakcji, nikt nie zrozumiał o czym było jego dzieło. Wracając bodajże ze spotkania z tymi znajomymi zaczepił starszą panią na korytarzu, sprzątaczkę która widziała jego film. W jednym zdaniu powiedziała mu o czym był ten film jej zdaniem. Tak, pomyślał Tarkowski, właśnie o tym jest mój film.
To w sensie takim przytaczam, że film o tym, iż człowiek nie na tyle poznał rzeczywistość by odróżnić ją od snu, może pozostawać bez konkretnej odpowiedzi, ale nie bez konkretnego sensu. Bowiem każde dzieło, każdy film, książka, komiks, wiersz o czymś mówi. Czasem nawet już w pytaniu jest zawarta odpowiedź. „-Jak kończy się film – w rzeczywistości czy we śnie bohatera?”, „-Nie wiem”.
A Wy wiecie? czy może po berkelejowskiemu widzicie tylko czubek własnych doznań rzeczywistości?
PS. Twardych interpretacji Incepcji szukajcie na internecie. To niesamowicie wciągająca lektura, ludzie potrafią czynić takie cuda interpretacyjne… (to co pisałam o radości podobnej z szukania odniesień w Matrixie). Na IMDB.com nie zaglądałam, ale jestem na sto procent pewna, że tam dopiero dzieje się miazga – niestety, to już lektura tylko dla znających biegle angielski. Bo film wcale nie musi być prosty by nie sprawiać radochy. Ot.
Do następnego wpisu! 😉
Skomplikowany? Donnie Darko był może skomplikowany i zakręcony. Pod tym względem bliżej Incepcji superprodukcji The Expandables, niż przeciwnego bieguna, choć oczywiście nim nie jest, Incepcja jest mimo wszystko niezłym filmem 😉 Ale to, że bączek się kręcił i film się skończył, przez co ostatecznie nie rozstrzygnięto, czy wszystko było snem, czy rzeczywistością, to smaczek, ale nie ma w tym nic skomplikowanego. Przez pierwszą godzinę widz bierze udział w szkoleniu z całej koncepcji nawigacji po snach, by potem zobaczyć perfekcyjne wykorzystanie tej umiejętności. Prawdę mówiąc to mnie rozczarowało. Podczas właściwego snu do końca filmu nie zdarzyło się chyba nic zaskakującego… Ci, którzy nie widzieli Matrixa, nadal mają okazję na większe wrażenia.
@ryba: masz zupełna rację. Na tym polega paradoks: przez to, że nie bączęk się kręci ludzie widzą Incepcję jako skomplikowany film – o tym co piszesz – właśnie o to mi chodziło we wpisie!
Co prawda, dla mnie Matrix przy Incepcji jest dość prosty, ale nie o to chodzi, tylko o postrzeganie przez widzów i cóż takiego twórca musi uczynić by sprawić by film wydawał się skomplikowany. Incepcja, czyli film bez ostatecznej odpowiedzi – to taki przykład.