Dwa dni wolnego zaowocowały wizytą w szczecińskich kinach (dwa seanse w kinie Pionier – najstarszym istniejącym kinie na świecie – o tym wyjątkowym miejscu powstanie na moim blogu niedługo osobny wpis).
SZYBKI RAPORT FILMOWY – Rzeź, Róża, Koń Turyński, Poza Szatanem
W sumie na dwa dni zobaczyłam cztery filmy. Ale zacznijmy od początku.
Rzeź – reż. Roman Polański
Czego można było się spodziewać? Cięta riposta w klasycznym iście teatralnym wydaniu (ostatecznie Polański nakręcił film na podstawie sztuki). Aktorstwo pierwsza klasa. Wszyscy wiemy jak to się skończy. Zacznie się od kawy, a gdy bohaterów zaczną nosić nerwy w ruch pójdzie i 18-letnia szkocka. Oto cudowna, nieco negatywna ale podana w zabawnym sosie definicja cywilizacji jednostek. Rodzice dwójki chłopców postanawiają się spotkać, bo jeden z chłopców pobił drugiego. Chcą to rozegrać właśnie iście cywilizacyjnie, pokazując się z jak najlepszej stronie. Ale każde nich bez wyjątku okaże się bardziej dziećmi niżby sądzili, a ich reakcja gdy psują się ich „zabawki” (książki, telefon, torebka itp.) powoduje spazmy śmiechu. Odkrywanie drugiej natury człowieka z Polańskim to zawsze czysta przyjemność.
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=spmH1WvDlfA[/youtube]
Róża – reż. Wojciech Smarzowski
Z reguły nie chodzę na polskie filmy (no chyba, że mają dostać Oscara;). Ale, że Smarzowskiego tolerowałam za „Wesele” i z podejrzliwością niczym dziki pies podchodziłam z sympatią i prawie uwielbieniem za „Dom zły„, tak teraz mogę pełnoprawnie powiedzieć, że na kolejny film tego pana będę wyczekiwać z ogromną niecierpliwością.
Choć „Róża” podobnie jak „W ciemności” zgarbi widza w kinowym fotelu, to jednak to całkiem inny poziom emocjonalny. Jak ktoś ładnie napisał w komentarzy na moim blogu Holland prowadzi widza jak po sznurku – śmiejemy się kiedy mamy się śmiać, płaczemy kiedy mamy płakać. U Smarzowskiego emocje wyzwalane są inaczej – boleśnie. Bowiem odrywa nas od cierpienia bohaterów czasem, a widz jako, że naiwny i chętny na happy end, nagle dostaje potężnego plaska od fabuły. „Różę” ogląda się ciężko, ale historia jest na tyle fascynująca, że pomimo cierpienia wylewającego się z ekranu, nie potrafimy przestać oglądać. Wszystko to zasługa tego, że to po prostu… historia miłosna.
Mocny temat, mało ogłaszany, wziął sobie Smarzowski. Represje Mazurów po drugiej wojnie, a szczególnie kobiet, o których nie przeczytamy w podręcznikach historii. Ani o żołnierzach Armii Czerwonej, którzy na ziemiach odzyskanych gwałcili i kaleczyli te kobiety. Film jest mocny, jak to u Smarzowskiego. I bardzo serio, co po Weselu i Domu złym może nieco zaskoczyć jego fanów. Najlepszy polski film od dawien dawna.
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=YabIQeyCkBo[/youtube]
Koń Turyński – reż. Béla Tarr
Akurat do Szczecina dojechało Era Nowe Horyzonty Tournée. Na Tarra poszłam bardzo chętnie, bo sporo lat temu kolega pokazał mi dwa jego filmy „Ognisko zapalne” i „Prefabrykanci„. I spodobał mi się sposób patrzenia na świat tego kultowego już węgierskiego reżysera. Niestety, na tych jego zresztą wczesnych filmach zaprzestałam. A więc gdy nadarzyła się okazja postanowiłam nadrobić zaległości.
To bardzo ponury obraz. Niestety, niełatwy do przełknięcia. Słyszałam głosy z sali, gdy zmieniano taśmę, że co to za nudy i czy ktoś wie o czym jest ten film. A przyszli przecież ludzie nastawieni na ambitne kino. Film nie był łatwy do oglądania, to prawda, nawet dla mnie, bo cóż, to całkiem inne kino niż „Ognisko zapalne”. I fakt, może uśpić nawet najtwardszego widza już po dziesięciu minutach. Tarr rozwleka sceny, powtarza je, bo opowiada o rutynie życia – więc przez ponad dwie godziny ciągle oglądamy to samo – życie na pustkowi ojca i córki, te same czynności powtarzane od rana do wieczora. Praktycznie brak dialogów.
Opis: 3 stycznia 1889 roku niemiecki filozof Fryderyk Nietzsche, wychodząc z turyńskiego hotelu, dostrzegł okładanego przez woźnicę kolejnymi batami konia. Fryderyk starał się ochronić zwierzę. Po tym zdarzeniu zachorował i już nic więcej nie napisał. Tymczasem Tarr opowiada nam historię konia, jego właściciela oraz jego córki. Wyobraźcie sobie bezkompromisowy film o końcu wszystkiego. Jeśli wciąż macie siłę i nie boicie się takiego kina – polecam, nie zawiedziecie się.
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=oG_zjfZy3Zg[/youtube]
Poza szatanem – reż. Bruno Dumont
Też w ramach ENH. Niestety, nie dotarł do mnie ten film, więc wiele o nim nie napiszę. Obejrzałam go i nie żałuję, to nie był zły film. Był podprogowy, co bardzo cenię, ale nie wywołał we mnie żadnych uczuć. Czułam się prawie jak główny bohater tego obrazu: bezdomny mężczyzna, który potrafi reagować, ale nie okazuje uczuć. Potrafi czynić bardzo łatwo dobro, a potem bardzo łatwo zło. Może na tym to polegało, a może ja po prostu usilnie chciałam skategoryzować tę postać i gdy ostatecznie nie udało mi się tego uczynić machnęłam ręką i wyszłam z kina nieco rozczarowania. To nie fair z mojej strony, ale dlaczego mam oszukiwać w sensie własnych reakcji? Przynajmniej udało mi się analizować, oglądać, przypuszczać. Dlatego tak lubię kino, i dlatego tak lubię powtarzać, że nawet zły film może nas czegoś nauczyć. Choć tu podkreślam – ten film nie był zły. Po prostu do mnie nie trafił. Tak bywa.
– – –
To na tyle. Raport o ambitnym kinie niż zazwyczaj – ale uwierzcie mi, że takie kino to najlepsza pożywka. Polecam obejrzeć w takiej kolejności by na koniec zostawić sobie „Rzeź” Polańskiego. Dobrze jest bowiem po tak mocnej dawce („Róża”, „Koń Turyński”) wyjść z kina i cieszyć się, że potrafimy śmiać się sami z siebie, jakkolwiek żałośnie nie wypadamy w oczach Polańskiego. Bo warto się śmiać. Mimo wszystko 🙂
A ciekaw jestem, co koleżanka powie o innym „surowo ciętym” jak „Dom zły” filmie/sztuce tv o nazwie „Kuracja” (http://filmpolski.pl/fp/index.php/52667), gdzie gra m.in Bartłomiej Wtopa.
Można by powiedzieć, że „Wesele” Smarzowskiego jest jedyną jego produkcją skierowaną na komercję (o ile ) i styl reżysera odbiebający w łagodne tony, w porównaniu z innymi jego produkcjami.
Stąd nie należy się dziwić, ostro ciosanego stylu Smarzowskiego.
Mój kochany kolego: już odpowiadam:)
„Kurację” widziałam i gra tam B. Topa a nie wTopa;). Bardzo pobudzający temat: psychiatra udający pacjenta. Ale muszę przyznać, że nie wiedziałam, że „Kuracja” to Smarzowski. Tym bardziej się cieszę, że w końcu się do niego przekonałam.