Szybki raport filmowy – Mistrz, Jak przetrwać plagę, Operacja Argo, Bernie

Miałam stworzyć coś na kształt „Róża, Obława, Pokłosie – czyli odczarowywanie martyrologii” ale wena nie ta, więc tylko tu zaklepuję tytuł. Tymczasem widziałam masę świetnych filmów amerykańskich na 3. American Film Festival.

Szybki raport filmowy – Mistrz, Jak przetrwać plagę, Operacja Argo, Bernie

MISTRZ (The Master, 2012) – reż. Paul Thomas Anderson

Biedny Joaquin Phoenix… Zapewne czeka go znów wizyta na czerwonym dywanie w L.A. w lutym. A on tak nienawidzi Oscarów. Obawiam się jednak, że przynajmniej nominacja do złotego golasa będzie nieunikniona. Bowiem aktorsko ten film jest genialny. P.T. Anderson ponownie poprowadził w ostrych konturach swoich aktorów – w tym przypadku oprócz Phoenixa jeszcze tytułowego Mistrza, którego gra Philip Seymour Hoffman. Anderson ma taką siłę, że pod jego ręką aktorzy zmieniają swoją fizyczność – Phoenix przekształcony został w kolejne wyobrażenie Amerykanina, w sumie można powiedzieć, że reżyser zrobił z nim to samo co z Danielem Day-Lewisem w Aż poleje się krew. Oczywiście w kompletnie inną formę, ale rola jest równie wybitna co mocno zarysowana.

Dużo o aktorstwie, mało o samym filmie – ten jest natomiast rozkoszą filmową poseansową. To, że widzieliście dobry film – o tym przekonacie się o wiele później, gdy w głowie przypomną wam się wybrane sceny, gdy wszystko zacznie wskakiwać na swoje miejsce.

Ze swojej strony polecam po prostu rozkoszować się formą tego obrazu, a potem zdecydować o czym tak naprawdę był.

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=IzPHqSd-YJY[/youtube]

Jak przetrwać plagę (How to Survive a Plague, 2012) – reż. David France

Zastanawiałam się, który z bardziej niszowych filmów wybrać z American Film Festival, ale ostatecznie doszłam do wniosku, że przyda się powiew dokumentu w tym raporcie. Jak przetrwać plagę – doskonały tytuł, mi fance tematyki zombie, mówił tylko jedno. Po wejrzeniu w opis me nadzieje nieco oklapły: och, to zaledwie film o pladze AIDS w latach 80-tych i 90-tych. W mym bloku na ten dzień był tylko jeszcze jeden film do wyboru – ten o gości co płacze na You Tube „leave Britney alone!” 😉 – w sumie więc większego wyboru nie miałam.

Film jest potężny – wbija w fotel nie wiadomo nawet kiedy. W pewnym momencie łzy same nachodzą do oczu, bo związujesz się z tymi bohaterami dokumentu, kibicujesz im i rozumiesz chudego 40-latka z plamami na całej twarzy, który krzyczy bezlitośnie na Billa Clintona, bez nadziei w głosie. Takie sceny zrywają kamienie z serc.

Film opowiada o ACT UP (oraz o jej odłamie TAG) – środowiska gejowskie widząc, że państwo amerykańskie nie potrafi i w ogóle nie chce sobie poradzić z plagą AIDS, postanawiają wraz z naukowcami zająć się sprawą leków na tą śmiertelną chorobę. Historia ruchu, od początku jej założenia – jest bardzo ludzka. To nie jest opowieść o organizacji, ale o tym jak ludzie chwytają nadzieję i nadają jej kształt zbawienia – lecz często po prostu walą w mur, nigdy jednak się nie poddają. W sumie nic dziwnego – co maja do stracenia? Życie? Przecież większość z nich i tak umiera na AIDS.

Świetne są sceny gdy naukowcy odkrywają, że ci samoucy z ulicy wiedzą tak wiele o chemii, biologii – sami wzięli się za kształcenie by nauczyć się jak zrobić lek na chorobę, która ich toczy, która zabija ich przyjaciół, ich bliskich.

Bardzo porządny i bardzo wzruszający dokument – świetna realizacja, która przełożyła się na wiele lat zapewne cholernie ciężkiej pracy. I tak, film jest dosłownie o tym co ma w tytule – jak przetrwać plagę. Polecam bardzo gorąco – jeśli będziecie mieć okazję by zobaczyć ten film – skorzystajcie.

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=LQbM4bb6Zpk[/youtube]

Operacja Argo (Argo, 2012) – reż. Ben Affleck

W sumie nie przepadam za Benem Affleckiem i moim zdaniem reżyserem jest zaledwie nieco lepszym niż aktorem. Ale ten film polecam – szczególnie za oprawę i realizację. Film opowiada o tajnej operacji ratowania sześciu amerykańskich zakładników porwanych w Teheranie w 1979 roku.  Historia ta wydarzyła się naprawdę i jest stawiana za wzór agentom CIA. Fakt, że Affleck to tej opowieści wbija bardzo dużo wprost nienaturalnego czasami napięcia, ale dzięki temu właśnie bardzo dobrze ogląda się ten film. Szczególne wyrazy uznania za realistyczne oddanie epoki.

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=W9MEqn3R64g[/youtube]

Bernie (Bernie, 2011) – reż. Richard Linklater

Hipsterzy pewnie kręcą nosami, oczekując kolejnego przegadania jak w Przed wschodem (zachodem) słońca, ale my zwykli fani Linklatera bawiliśmy się świetnie. Przecież ten facet nakręcił Szkołę Rocka! i tam również grał uroczy Jack Black (jak nie kochać tego aktora?!), który i w najnowszym filmie reżysera gra główną rolę.

Bernie to po prostu ideał sąsiada. Pracę ma co prawda nieco odrzucającą, bo jest pracownikiem zakładu pogrzebowego. Ale pogrzeby przygotowuje i przeprowadza tak wspaniale, że natychmiast zyskuje sympatię całego miasteczka. Bernie jest miły dla każdego, chrześcijańskie zasady wydają się, że nie są mu wpojone, on po prostu przyswoił je jako swój naturalny charakter. W miasteczku mieszka antybohaterka – kompletne przeciwieństwo naszego kochanego Bernie’go – wdowa Marjorie (w tej roli Shirley MacLaine). Oczywiście Bernie jest dla niej równie miły i sympatyczny jak dla każdego innego. Co stanie się dalej? Jak zakończy się ta znajomość? Nie będę opowiadać:) Lepiej zobaczcie na własne oczy!

Acha, jeszcze jedno – Bernie to też film na podstawie prawdziwych wydarzeń.

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=LEs7l6JTAc4[/youtube]

– – – – – –

Żeby nie było, że tylko same wychwalanie – na festiwalu zobaczyłam też kilka gorszych filmów. Żaden w sumie nie był jakoś najgorszy, ale sumienie by mnie gryzło gdybym was nie ostrzegła przed jednym – Ślub Ryśka (Richard’s Wedding, 2012) – reż. Onur Tukel. Niskobudżetowa komedia – przegadany film, coś jakby ente przez dziesiąte, taki zmielony Woody Allen. Cały film gadają, że niby mądrze gadają, bo takie słownictwo, takie Alleny… Ale to wszystko już widzieliśmy i szczerze to wolę obejrzeć po raz setny Annie Hall czy Manhattan niż jeszcze raz trafić na ten film.

Spotkałam po seansie reżysera, którego zaproszono na festiwal (grał główną rolę w swoim filmie) – w sumie go tylko minęłam na korytarzu, miał uśmiechniętą minę ( z wyglądu wydaje się być bardzo sympatycznym facetem), ale mi do śmiechu nie było. Miałam ochotę powiedzieć mu coś w stylu: „daj spokój! a mogłam przecież być teraz na innym filmie!”.

No ale mu tak nie powiedziałam, bo ja z natury to strasznie nieśmiała jestem 😉

To na tyle. Ogólnie w sensie podpowiedzi: prawdopodobnie Mistrz i Argo znajdą się w puli oscarowej – a sezon oscarowy już prawie otwarty – toż to już końcówka listopada!