Oscary Oscary… Kiedyś, nawet jeszcze rok temu to słowo wywoływało we mnie żyłkę kibica filmowego. Dziś spoglądając na podawane typy tylko wzdycham i wzruszam ramionami. Cóż, nie będzie zaskoczenia również i w tym roku. Nagrody Akademii są bardziej przewidywalne niż gra polskiej reprezentacji.
Na szczęście pozostaje cała ta otoczka:) Śpiewający aktorzy, żenujące żarty prowadzącego, fryzury i stroje gwiazd na czerwonym dywanie. I nadzieja, że jednak ktoś pomyli koperty a na drugi dzień media będą koić nasze zmysły nagłówkami „Niespodziewana decyzja Akademii! Oscara dostał….”
Dopiero co pojawiły się nominacje do Złotych Globów a już widać, że mamy czarnego konia Oscarowej gali. To film „Lincoln” opowiadający o prezydencie Stanów Zjednoczonych – Abrahamie Lincolnie, który na zawsze zmienił oblicze kraju jankesów.
Tym razem Steven Spielberg wytoczył naprawdę potężne działa by zmazać blamaż sprzed roku zwany „Czasem wojny”.
Iście amerykańska tematyka (bardziej już chyba być nie może, sięganie po jedną z boleśniejszych kart USA – wojnę secesyjną gdzie brat zwrócił się przeciwko bratu), tło tematyki – niewolnictwo – to tereny gdzie Spielberg zawsze czuł się dobrze („Kolor purpury” i „Amistad”).
W roli głównej aktorski geniusz – Daniel Day Lewis, za kamerą (jak zawsze) Janusz Kamiński. Nie ma bata – Stefan zmierza zdecydowanie po najważniejsze Golasy.
Co mamy po drugiej stronie? Po stronie potencjalnych przegranych? Argo, Mistrza, Nędzników, Zero Dark Thirty i jeszcze parę tytułów. Czy w nominacjach w ogóle pojawią się Nędznicy? Wątpię. Na pewno będzie Mistrz i na pewno będzie najnowszy film Kathryn Bigelow.
To w ogóle dość zabawne, bo Daniel Day Lewis zapewne w nominacjach za najlepszą pierwszoplanową rolę męską stanie naprzeciw Joaqlina Phoenixa, który zagrał w najnowszym filmie Paula Thomasa Andersona, tego samego reżysera, który w 2007 obsadził w roli głównej Lewisa w „Aż poleje się krew” a Lewis odebrał wtedy Oscara za główną rolę męską.
I tym razem Anderson świetnie poprowadził swojego aktora – Phoenix błyszczy osuwając w cień innego geniusza aktorstwa – Philipa Seymoura Hoffmana. Myślę, że taka rzecz nie jest w stanie udać się wielu aktorom i mam nadzieję, że Akademia to dostrzeże, nie umniejszając oczywiście talentu Daniela Day-Lewisa. To będzie „bully’s fight” oscarowego wieczoru!
W sensie aktorek wolałabym się nie wypowiadać, bo na razie nie widziałam jeszcze Jennifer Lawrence w Silver Linning Playbook. Lubię tą aktorkę i życzyłam jej Oscara za rolę w „Do szpiku kości„.
Najlepszy film zagraniczny – tutaj nie będzie absolutnie żadnego zaskoczenia. Zobaczycie – Oscar powędruje do rąk Haneke za jego przereklamowaną „Miłość„.
Zapowiada się kolejna przewidywalna lutowa noc… Pełna średniej jakości żartów, dennych piosenek i Oscarów dla „Lincolna”.
Przewidywalna będę również ja – i mam nadzieję, że wy:) Relacja LIVE z Oscarów jak co roku na moim blogu:)