Filmy o sporcie – lista absolutna tworzona

W głowie stworzona tysiące razy, ale zawsze gdy siadam i kładę paluchy na klawiaturze to muza zamyka gębę a motywacja chowa się w kąt jak ugotowana mysz. Nie wiem za każdym razem co mam napisać.

Lecz zbyt długo to trwa, a tymczasem wszyscy oglądamy Złotoustego, który nie tylko słowami przeskakuje zaskoczenie dziennikarzy (mowa o Piotrku Żyle, skoczku narciarskim). Kino spotyka się ze sportem w m0im życiu w doskonałym momencie. Nie można tak tego zostawić. Szczególnie, że sztuką jest przekazać tak emocje sportowe w filmie byśmy niczym kibice na stadionie wstawali z poniesionymi do góry rękoma i skandowali „TAK!”.

A że filmy o sporcie są sztuką zapisaną na taśmie filmowej w wersji ambitnej to wiemy odkąd Robert de Niro opasł się dla roli we „Wściekłym Byku”. Sport wyzwala emocje – emocje są paliwem dla kina. Mieszają się cudownie te dwie kategorie.

Kto uważa, że kino sztuką wyższą jest – nie ma! oj, nie ma moi drodzy sztuki najwyższej! – ten hipokryzją zajeżdża. Bo emocje wyzwalać może coś, co jest z boku – nie w nas, nie w bohaterach. Ale sam fakt możliwości sukcesu. Jeden gol potrafi wprawić w ruch ludzi równie mocno co w ruch wprowadziło Newtona jabłko!

Ten prosty fakt nie może być niezauważony. Spójrzcie choćby na tytuł jednego z ostatnich polskich premier: „Być jak Kazimierz Deyna”.

Kto mnie zna, ten wie, że jestem ostatnią osobą, która mogłaby ignorować rolę sportu w kinie. Dlatego tu wam zapowiadam, że lista takowa zostanie stworzona w czasie dłuższym lub krótszym. Ale na pewno stworzona zostanie.

W sumie filmy mam już w głowie – cała sztuka to ułożenie ich w odpowiedniej kolejności. Mej subiektywnej, ale to wciąż wydaje się ciężkie.

Tymczasem na zachętę najbardziej znana sportowo-filmowa pieśń. Szykujcie się!

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=EoDKQYn-ANE[/youtube]