American Film Festival we Wrocławiu – czwarta edycja. To był zdecydowanie udany festiwal. Wykorzystałam do cna swój karnet i byłam ogółem na 25 seansach! Czyli wykorzystałam akredytację w 99 procentach. Opłaciło się. Zobaczyłam dużo dobrych filmów, dużo średnich ale oglądalnych, i zaledwie parę kiepskich.
Oto kilka filmów na szybko (kolejność przypadkowa).
Coldwater
Jak obuchem w twarz. Przemoc, jej eksplozja i że to wszystko ma pokrycie w rzeczywistości? Główny bohater zostaje przez swoją matkę wysłany na obóz resocjalizacyjny prowadzony przez pewnego byłego wojskowego. Dość szybko chłopak przekonuje się, że to miejsce gdzie ich opiekunom mogą szybko puścić nerwy i że nie interesuje ich granica, której nie powinni przekraczać. Miejsce pozostawione samemu sobie i brutalności – wysłani tam chłopcy są przy każdej okazji bici, nękani i maltretowani – to w opinii byłego wojskowego ma zahartować ich zbuntowane dusze i zwrócić ich społeczeństwu w porządnym obywatelskim wydaniu.
Tak się nie dzieje. Jest tylko przemoc, przemoc i jeszcze raz przemoc. Przerażające. Podobno takich obozów w USA jest cała masa i większość z nich nie jest odpowiednio kontrolowana. Co roku umiera w tych ośrodkach wiele dzieciaków, ale rzadko znana jest bezpośrednia przyczyna.
Jak dla mnie najbardziej wstrząsający film festiwalu.
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=UHbmYrmNE60[/youtube]
Don Jon
Wybawiłam się świetnie na tym filmie. Joseph Gordon-Levitt świetnie reżyseruje i świetnie gra. Po prostu świetne wszystko jest w tym filmie: Scarlett Johanson jako typowa dziewczyna drecha, Joseph jako typowy drech – w tym wypadku na dodatek uzależniony od filmów porno. Jak koleś, który jest przystojny, ma powodzenie u kobiet i praktycznie nie ma problemu z wyrwaniem laski na noc, może oglądać porno? No cóż, Jon tłumaczy to nam w trakcie filmu: w łóżku panna może zrobić parę rzeczy, ale rzeczywistość nigdy nie dogoni wyobraźni twórców pornusów.
Joseph Gordon-Levitt w roli Jona to czysta znakomitość: Jon to drech systematyczny – oczywiście chodzi na siłownie, do pracy, ma samochód i wyłazi z kumplami na dyskoteki. A co niedzielę chodzi do kościoła spowiadając się mniej więcej w ten sposób: „Ojcze zgrzeszyłem w tym tygodniu 5 razy uprawiając seks pozamałżeński i 17 razy oglądając filmy porno”. Dostaje po 10 zdrowasiek i ojczenasz, którymi urozmaica sobie potem podnoszenie ciężarów na siłowni.
Ten film się ogląda. Dobra zabawa i super zrobiony film. Polecam.
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=7NObXfn7iNk[/youtube]
Przechowalnia nr 12
Wygrany film festiwalu. Obraz opowiada o ośrodku wychowawczym dla dzieci i jego opiekunach. Porzucone, niekochane dzieci z problemami. Jak się okazuje niektórzy opiekunowie też mają duże problemy – właśnie ze swoim dzieciństwem. Konfrontacja Grace z nastoletnią dziewczyną, która jest molestowana przez własnego ojca obudzi dawne traumy. Nie wiem co więcej napisać. Na pewno warto – bo to bardzo dobry film. W roli głównej rewelacja festiwalu – aktorka Brie Larson.
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=H8QxAYxNRgs[/youtube]
Lily
To był dla mnie pierwszy film festiwalu – pierwszy dzień, pierwszy seans. Boże filmowy! jaka byłam zdołowana po seansie! To było straszne – straszny gniot. Rozumiem, że autorka i główna aktorka tego filmu miała takie przeżycia – czyli jak sobie poradzić z życiem gdy kończysz leczenie raka. Ale ten film nie miał uroku, nie miała go główna bohaterka, nie mieli go drugoplanowi aktorzy. Wszystko sztuczne, niedograne, nieoglądalne. Na szczęście to był jeden z niewielu kiepskich filmów na AFF.
Tylko kochankowie przeżyją (Jim Jarmush)
Taki film o znudzonych wampirach to świeży powiew w tym temacie! Adam i Ewa mają dużo lat, naprawdę dużo. Ostatni raz ślub brali w XVIII wieku. Krew zdobywają innymi środkami niż polowaniem bo jak sami mówią „to takie średniowieczne”. Film jest pełen humoru a znudzone wampiry bawią na przekór gotyckiej depresji Adama, który nawet myśli o samobójstwie. Polecam, dobra odtrutka na Zmierzchy i inne zmierzcho-podobne gówna! Zresztą! heloł! to Jarmush!
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=hsnzKtSNBL8[/youtube]
The Cold Lands
Mój film festiwalu. Film drogi, taki jaki chciałam zawsze ujrzeć. O pragnieniu wolności, o braku zależności – byle ta zależność była tylko jedna – z drugim człowiekiem. Nastoletni Atticus najpierw dojrzewa pod czujnym okiem matki, która stara się wpoić synowi coś więcej niż „masz iść do szkoły i jeść owsiankę”. Właściwie oboje czują się dobrze w swoim towarzystwie, żyją na odludzi, matka stara się być niezależna i tak samo wychowuje syna. Gdy jednak w ich sprawy wmiesza się śmierć chłopiec natychmiast ucieka byle nie trafić do rodziny zastępczej. Ta zagnieżdżona chęć bycia wolnym jest za silna by tracić czas na opłakiwanie matki. Zresztą Atticus długo nie pozostanie sam – na swojej drodze spotka wesołego wędrowca, który też chce być po prostu wolny i niezależny. Może brzmi zdawkowo, może nie zachęca. Spoko, mnie też opis nie zachęcił. Poszłam tylko dlatego, że nie miałam na co a ostatnio wszystkie filmy jakie trafiam z frazą „cold” na początku tytułu to świetne kino (Coldblooded, Coldwater).
Opłaciło się takie dziwaczne myślenie.