Obecność (The Conjuring) – witamy w świecie ładnych horrorów

James Wan lubi bawić się horrorami.  Że potrafił stworzyć slasher, który ożywił gatunek – już wiemy od 2004 roku, gdy powstała „Piła”. Obecność to bardzo rozbudowany i ciekawy horror – Wan zwraca się bardziej w stronę „historii autentycznych” ale zamiast tworzyć kolejne dynamiczne straszydło wyreżyserował film po prostu… ładny w formie.

Od samego początku uraczeni jesteśmy wiejskim klimatem z lekką nutką niepokoju. Ten dom, wiadomo już od początku, że nie przyniesie szczęścia nowym właścicielom. Równocześnie dzieje się historia małżeństwa Eda i Lorraine Warrenów, którzy śledzą zjawiska paranormalne. Dużą część potrafią wytłumaczyć racjonalne, ale tam gdzie zatrzymuje się ludzki rozsądek są zdolni pomóc. Taką rodziną, która potrzebuje pomocy są Perronowie i ich pięć córek. W ich nowo kupionym domu straszy. I to straszy na potęgę. Tylko Warrenowie mogą pomóc.

I tu zaczyna się to co tak dobrze znamy już choćby z klasycznego Poltergeista Tobe’a Hoppera – specjaliści pomagają rodzinie odzyskać spokój i swój dom. Podobnie jak w filmie z 1982 w Obecności powodem opętania i nawiedzenia jest przeszłość.

Tu urywam gadkę o fabule. Jakkolwiek wszystko brzmi znajomo i tak warto obejrzeć. Obecność straszy czasem, w pewnych momentach, ale jest to lęk dla widza wyrobionego zaledwie „lekki” w kategorii. Natomiast knockoutem jest forma tego horroru.

Stylizowana, utrzymana kolorystycznie (warto na to zwrócić uwagę), rekwizyty są ponure, wpisujące się przepięknie w krajobraz filmu (drzewo, gruby sznur z pętlą samobójcy, lalki, itp.). Do tego dobrze dopasowana muzyka. I co najważniejsze – zdjęcia. Kamera nie jest popędzana. Przystaje w momentach, w których czasem twórcy wolą pobawić się trzęsącą kamerą lub ostrą dynamiką mającą za zadanie przestraszyć – rozumiecie? szybki przeskok na coś strasznego. Tu kamera ma kilka takich momentów, ale raczej lubi obserwować coś więcej niż kawałek przestrzeni by zaraz pomknąć dalej. Wprost przeciwnie – kamera nosi się nieco aż za długimi ujęciami jak na horror. Dzięki temu ujęcie korytarza w domu nie wygląda nienaturalnie długo, chociaż wygląda… Taki mały paradoks gdy pamięta się by kamera nie była dynamiczna tylko zjeżdżająca lekko na boki. Dlatego gdy zaglądamy w zakamarki spodziewamy się za każdym razem wystraszenia. Tymczasem w Obecności to nie w tych momentach kamera za zadanie straszyć! Lubię takie zabawy. Lubię delikatną formę jaką tu zastosował Wan.

Polecam Obecność tym, którzy w horrorze cenią coś więcej niż dobrze przestraszenie widza.

PS. Acha, gdyby wkurzała was jak zawsze głupota rodzaju „lepiej zadzwonię po ghosthunters zamiast zmykać z nawiedzonej chaty” – tutaj to nie działa. To kolejny plus tego filmu.

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=k10ETZ41q5o[/youtube]