Milczenie Owiec

Chyba od tamtej gali zaczęłam oglądać Oscary. I nic dziwnego. Wielkim wygranym był doskonały film „Milczenie owiec” (jeden z tylko 3 filmów w historii, który zgarnął Oscary we wszystkich najważniejszych kategoriach).

Milczenie Owiec

Jest to jeden z niewielu filmów, o którym nie mówi się, że „książka była lepsza”. Co więcej jest to jeden z niewielu filmów, który jest praktycznie perfekcyjny. Amerykanie mieli kilka takich strzałów w historii kina, ale zazwyczaj na tle europejskich gigantów padały ich twory jak muchy. Tymczasem pozorny thriller mało znanego reżysera, z aktorami, którzy dopiero po tym mieli zyskać światowy rozgłos… Kto by pomyślał?

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=JikwL_MAYTI[/youtube]

Jak wiele ścieżek losu doprowadziło do powstania tego genialnego obrazu można przeczytać w internecie – jak wiele znanych aktorek odrzuciło lub nie mogło przyjąć roli Clarice Starling, Hannibala miał zagrać Brian Cox, który grał wcześniej tę rolę w „Manhunter”.  I wielka inspiracja historią mrocznej Ameryki – Ameryki seryjnych morderców. Co więcej – sięgnięcie również po wzorce ze strony „jasnych rycerzy” jak Johna Douglasa, agenta FBI, który poświęcił swoje życie by zrozumieć psychopatów.

Wielcy aktorzy

To był doskonały wybór – Jodie Foster. Clarice, młoda adeptka FBI, która zostaje rzucona na głęboką wodę jako przynęta i musi nauczyć się w niej pływać, by nie tyle co przeżyć, ale by przede wszystkim pokazać swoją siłę i moc.

Coś podobnego musiała zrobić Foster, która swoim aktorstwem nie grała o przeżycie w Hollywood, ale o najwyższe laury – laury uznania niewątpliwego talentu. Jak bardzo to trudna rola, bo agentka Starling nie jest wulkanem emocji, przekonała się Julianne Moore, która w Hannibalu zagrała pustą skorupę, bez subtelnego ducha, który tchnęła w tę postać Jodie Foster.

O ile Brian Cox był naprawdę przerażający w roli pana Lectera, to dopiero charyzmatyczna gra Anthony Hopkinsa rozsławiła tą postać. Cox był okropny, mądry i mroczny. Ale Hopkins dodał do charakterystyki tej postaci jeszcze jedno słowo: intrygujący. Sprawił, że widzowie poczuli sympatię do psychopatycznego doktora, który lubi spożywać ludzkie mięso.

To symbol czystego zła, ale zła, które jest sprawiedliwe, to uosobienie Szatana, wobec którego szacunek przeważa nad obrzydzeniem. Zresztą do widzów trafiła właśnie filozofia Lectera, choć za to wszystko raczej odpowiada współpraca z pozoru naiwną panna agentką Starling. Łaskawie Hannibal uznaje wyższość człowieczeństwa młodej dziewczyny, tym samym pokazuje widzom, że potrafi docenić strony dobra.

Raport psychopatów

Ted Bundy, Ed Gein, Jeffrey Dahmer i tak dalej. Hybryda seryjnych morderców zaskakująco wyszła dobrze. Zarówno w postaci Buffalo Billa jak i samego Lectera. Buffalo Bill przejmuje metody historycznych morderców, natomiast Lecter uosabia ich spryt, i nie przeszkadza w tym nawet świadomość, że przecież w końcu został ujęty i praktycznie gra swoją rolę „pomocnika” zza krat. To rozdzielenie jest niezwykle dobrym pomysłem – na surowo, niczym ogarnięty agent, oglądamy poczynania Bufallo Billa, natomiast z otwartymi oczami i bijącym sercem oglądamy manipulacje mistrza. Wiemy bowiem, że zło musi przegrać. A seryjny morderca w końcu zostanie zabity. Coś za coś jednak, jak mówi Lecter do Clarice. Pozbycie się jednego potwora nie oznacza, że wszyscy pozostali znikną z tego świata. To właśnie symbolizuje zdobyta sprytem i okrucieństwem wolność Lectera jak i jego prognoza snów Clarice: owce ucichną, ale tylko na jakiś czas. Mocne i dosadne podsumowanie tematu seryjnych morderców: możemy ich łapać, ale w ich miejsce pojawią się następni.

Film zabija książkę

Książka Thomasa Harrisa to świetna i w gruncie rzeczy bardzo ambitna lektura. Szczególnie dla ludzi, którzy nie boją się mrocznej strony człowieczeństwa. Analiza zabijania w wykonaniu mistrzowskim. Harris uzewnętrznia ludzkie lęki i pokazuje jak normalni ludzie pokonują strach by zostać strażnikami dobra. Ale film zabił książkę na tak wielu płaszczyznach… W filmie ważna jest bardzo symbolika. W książce ma się wrażenie, że np. ćma jest raczej dodatkowym śladem w drodze do ujęcia Buffalo Billa. W filmie ćma zyskuje całkiem inny charakter. Szczególnie widać to w scenie w bibliotece, gdy dwójka entomologów tłumaczy Clarice czym jest „ćma trupia główka”.  O istocie poszukiwanego zabójcy Clarice też musi się dowiedzieć by ułatwić jego schwytanie.

Choć w gruncie rzeczy nie toczy się żadna widoczna batalia o duszę Clarice, to jednak co jakiś czas, szczególnie w momentach gdy musi sama stawić czoło rozwiązywanej sprawie, widzimy jej zmagania. Clarice patrzy w twarz martwej dziewczyny, znajdując w jej gardle kluczowy ślad – kokon egzotycznej ćmy. Ostatnia ofiara Billa jest uwięziona w studni, w piwnicy domu. To jeszcze żywa dziewczyna, i Clarice musi zrobić wszystko, by ją uratować. Młoda agentka kilka razy spogląda śmierci w twarz, spoglądając na ofiary Billa, na ćmę z wizerunkiem czaszki, w końcu w studnię, symbolizującą zło i ciemną stronę człowieka.

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=wC7CYusYzOg[/youtube]

O to wszystko książka ledwie zahacza, nie pobudza naszego myślenia. Raczej widzimy gonitwę przez umysły głównych bohaterów, którzy walczą o życie. Lub o śmierć. To bardzo mądry thriller. Ale dopiero filmowa adaptacja wyciąga z książki te smaczki. Ubarwione ciemnymi zdjęciami i przemyślaną pracą kamery – nie zabija to w żadnym wypadku wyobraźni – wprost przeciwnie.

Na koniec: wiem, że ten wpis to dość duży pean na rzecz tego filmu. Jestem i byłam od zawsze pod głębokim wpływem tego filmu. To on spowodował, że zainteresowała się szerzej kinem, że postanowiłam zgłębić motywy seryjnych morderców.  Jest w tym  dwugodzinnym filmie jeszcze tak wiele do odkrycia.

Jedynym filmem (zresztą bardzo podobnym w tematyce) który mocno zbliżył się do „Milczenia owiec” jest „Siedem” Davida Finchera. Jednak Fincher nie umiał pokazać w swoim filmie „jasnych rycerzy” tak dobitnie jak Jonathan Demme w „Milczeniu owiec” gdzie Clarice rozpatruje propozycje ze strony zła, bo ważniejsze jest ludzkie życie i jej dążenie do bycia doskonałym agentem. W „Siedem” mrok przejmuje władzę, w „Milczeniu owiec” wygrywa i dobro i zło. I to daje choć cień nadziei. Zresztą „Siedem” w ogóle jest filmem o czym innym. Ale o tym obrazie  kiedy indziej…

5 odpowiedzi na “Milczenie Owiec”

  1. W Clerks 2 jest taka świetna scena z kłótnią o to która trylogia zasługuje na miano „tej trylogii”. Tam wybór jest pomiędzy Star Wars i Lord of the Rings. Prawdę mówiąc, obie uważam za niezłe dno. Natomiast trylogia Hanibala Lectera, to jest coś. I rzeczywiście, Milczenie Owiec to wielki film, mocny, klimatyczny, świetny obraz, w trylogii zdecydowanie wiodący. Ale przy całej jego mocy – nie powiedziałbym, że bije Seven – prawdziwą materializację geniuszu 😉 Ja już właściwie jestem pogodzony z tym, że równie dobrego filmu, jak Seven, w tej kategorii mogę przed śmiercią nie obejrzeć 😉

  2. Bardzo fajny tekst, film uwielbiam, książkę bardziej. Co do 7, czekam z upragnieniem! oby jak najszybciej, Pozdrawiam

Możliwość komentowania została wyłączona.