12 Years a Slave (Zniewolony) vs. Kamerdyner

Z tymi dwoma filmami jest jak z ostatnim meczem Pogoni Szczecin z Lechem Poznań. Portowcy strzelili aż 5 bramek, a Lech zaledwie jedną. I mowa tu o ekstraklasie. Tak samo jest z 12 Years a Slave i Kamerdynerem – oba pochodzą z najwyższej półki filmowej. Ale jeden z nich ma mocną przewagę.

5 goli Zniewolonego

W porządku, skoro zaczęłam porównania, to brnę w to dalej. Oto 5 dowodów na to, że 12 Years a Slave jest filmem w tym zestawie lepszym i zapewne zasługuje na przygarnięcie paru Oscarów.

1 – Historia. Oparta na faktach, tym bardziej przeraża, bo punkt wyjścia niczym w klasycznej powieści afroamerykańskiej „Korzenie” – główny bohater żyje sobie całkiem przyjemnie, jest u siebie, i nagle, zupełnie bez powodu zostaje wyciągnięty żywcem z tej idylli i wrzucony do najgorszego koszmaru. W „Korzeniach” był to sobie afrykański chłopiec, który zostaje uprowadzony z rodzinnego kontynentu by do końca życia służyć jako niewolnik. W Zniewolonym jest to już dorosły mężczyzna, z rodziną, pracą, nawet pewnym statusem obywatela. Zostaje porwany i przerzucony z innymi podobnymi mu nieszczęśnikami na południe Stanów gdzie zostanie pozbawiony wolności na 12 lat.  Można sobie pomyśleć – ale jak to? ten chłopak z „Korzeni” miał gorzej. No właśnie, po obejrzeniu Zniewolonego wyobrażenie sobie, że 12 lat życia, które w niewoli przeżył Solomon, może ciągnąć się aż do śmierci… Brrr… Aż ciarki przechodzą.

2- Reżyser. Steve McQueen. Ten pan lubi pokazywać jak człowiek może stoczyć się fizycznie i psychicznie. Tym razem pokazuje jak tak stoczyć mogą człowieka inni ludzie. Równie dramatyczne co poprzednie filmy.

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=A7cZhKd2g08[/youtube]

3 – Aktorstwo. Tu wszystko działa jak w zegarku. Każda część jest istotna i każdy aktor przyciąga nas, bez względu na to ile czasu poświęca mu kamera – pięć minut czy pół godziny. Główny bohater grany przez Chiwetela Ejiofora. Zdziwicie się jak wejdziecie w filmografię tego pana – widzieliście parę filmów z jego udziałem, prawda? Zaskoczenie? Ale jak to? Takiego aktora to by się pamiętało! Więc mam dla was nowinę – po tym filmie na pewno go zapamiętacie.

Aktorstwo drugoplanowe to absolutna rewelacja! To jest po prostu kosmos kreacji, poczynając od nieznanej aktorki Lupity Nyong’o po bardzo znanego Michaela Fassbendera.

4 – Zdjęcia. Mimo tragicznych losów niewolników, sposobu ich traktowania – wszystko dookoła oddaje klimat południa Stanów w jego formie. Bo to przecież mimo wszystko piękna kraina, nie skażona miejskim klimatem. Dookoła tylko natura. A gdzieś tu w środku ludzie i ich zachowanie. Zdjęcia nie zostały dostosowane do treści filmu dzięki temu doświadczamy pewnego rodzaju kontrastu. Jednym piękne krajobrazy pomogą ogarnąć mocne sceny, innym wprost przeciwnie.

5 – Jedna scena. Ta scena przejdzie do historii kina. Myślę, że już powoli przechodzi bo jeszcze nie znalazłam ani jednej recenzji, która by nie wspominała o tej scenie. Nie chcę spoilerować  tym co nie widzieli filmu więc napiszę ogólnie – to scena pokazująca bardzo dobitnie czym jest niewolnictwo, scena pokazana przez cierpienie jednego człowieka, a w tle jego cierpienie rozgrywa się normalne codzienne życie. Jeśli już oglądaliście ten film to wiecie o czym piszę, jeśli dopiero macie zamiar – zobaczycie tę scenę i będziecie wiedzieć.

 

Jeden gol Kamerdynera:

Ten jeden gol to zlepek wszystkiego po trochu tego co ma Zniewolony. Ale wszystko tam jednak nie gra tak jak trzeba.

Historia – z głównym bohaterem zwiedzamy przekrój ważnych zmian w Stanach Zjednoczonych, gdy czarnoskórzy obywatele tego kraju zaczynają się dopominać o swoje prawa, kończąc na wybraniu Baracka Obamy na prezydenta. Film skupia się jednak na zbyt wielu aspektach historii ogólnie, więc ostatecznie najciekawszy moim zdaniem motyw – czyli kamerdyner na przestrzeni lat w Białym Domu, zostaje nieco przyćmiony. Zamiast tego mamy zaledwie zarysowane dramaty rodzinne, a poboczna historia starszego syna Kamerdynera toczy się prawie równolegle do historii jego ojca.

[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=jAr6OQ_MoB4[/youtube]

Reżyser. Lee Daniels. Spoglądałam na niego i wciąż spoglądam z wielkim szacunkiem. Ale po takich mocnych filmach jak „Hej skarbie” i „Pokusa” spodziewałabym się czegoś lepszego. Przecież to aktualnie jeden z najlepszych reżyserów! I kto, jeśli on nie powinien ostro i bezkompromisowo opowiedzieć historię ucisku czarnoskórych obywateli USA? Tymczasem Kamerdyner ma daleko do bycia ostrym i bezkompromisowym. Bardzo wielka szkoda, ale liczę na to, że Daniels odzyska swój blask.

Aktorstwo. Oczywiście porządne, Forest Whitaker to przecież dobry aktor. Ale moim zdaniem czegoś zabrakło w jego roli. Oprah Winfrey to również duże rozczarowanie, szczególnie jeśli ma się w pamięci jej rewelacyjną rolę w „Kolorze Purpury”. Tutaj to zaledwie cień tej samej aktorki.

Wiele, wiele scen. Przeróżnych. Każda ma opowiadać jakąś historię, ale czas leci do przodu i ogólnie wszystko wydaje się niedomknięte. Tylko tytułowy kamerdyner zdaje się stać w miejscu, dopiero pod koniec swojej kariery podniesie w końcu głowę by poczuć się jak pełnoprawny obywatel. To jak dla mnie też nie spełnia swojej roli.

—–

To nie znaczy, że Kamerdyner jest złym filmem. To wciąż bardzo dobry film. Ale 12 Years a Slave jest lepszy. Zdecydowanie lepszy.